HOME | DD

Hidzia — Elia IV
Published: 2015-02-25 19:14:23 +0000 UTC; Views: 244; Favourites: 0; Downloads: 0
Redirect to original
Description Nie zauważyła pod swoją łapą czyjejś dłoni... Gdy chciała odskoczyć, poślizgnęła się, a zaopatrzona w wielkie szpony łapa dosłownie zdmuchnęła ją. Uderzyła w ścianę okrytą plecionym gobelinem, który spadł na nią. Waderze pociemniało w oczach, bynajmniej nie przez zakrywającą jej twarz ozdobę. Poczuła, jak po jej boku, w trzech miejscach rozlewa się gorąca ciecz, która moczy ubrania. Zorientowała się, że jej miecze leżą kawałek dalej, a ziemia drży od ciężkich kroków potwora. Jednym szarpnięciem zerwała z siebie materiał i rozglądnęła się. Jej dłonie zapłonęły żywym ogniem.-Chodź tu skurwie...-Zmarszczyła nos odsłaniając białe kły. Podciągnęła się  nadal opierając o ścianę. W tym momencie stworzenie rzuciło się do przodu. Widocznie miało zamiar wgryźć się w jej brzuch. Wystawiła przed siebie ręce i napięła mięśnie do granic możliwości. Gdy zetknęła się z bestią usłyszała gruchot swoich własnych kości, które przemieściły się od impetu. Wydała z siebie krótki okrzyk. Palce zatopiła w oczy zwierzęcia. Były na tyle duże, ze w ułamku sekundy w głowie potwora znalazły się całe dłonie. Stwór zaczął się rzucać, a nią miotało na wszystkie strony, świat w jej głowie przelewał się prowokując wymioty. Po kilku ciężkich, niemiłosiernie długich minutach napastnik padł martwy... Zaczęła się odsuwać pomagając sobie nogami. Wyłożyła się na chłodnej posadzce.. Jej dłonie dymiły się jakby dopiero wyciągnęła je z ogniska. Czarne, wypalone oczodoły jaszczura ziały gorącem, a wewnątrz tlił się zwęglony, poszarpany mózg. Elia zamknęła oczy... Obudziła się gdy było ciemno. Usiadła rozglądając się nieprzytomnie. Bok i ręce piekły jakby płonęła. Wygięła jedną rękę w tył, potem drugą, złączyła je i skupiła się na własnej krwi. Po wielkiej, zapaskudzonej hali biesiadnej rozległ się chrupot przeskakujących kości w akompaniamencie krzyku wilczycy. Zakręciło jej się w głowie i znów padła na marmur. Jęknęła by dać ujście nieprzyjemnemu uczuciu.
  Nie wiedziała ile czasu minęło, ale wiedziała, że dużo. Usiadła. Przytuliła do siebie puchaty ogon i wstała. Mięśnie trzęsły się ze zmęczenia. Podeszła do swoich broni. Ostrożnie wzięła je i złączyła w jedną szabelkę. Rozglądnęła się. Musiała wrócić do konia, podpalić to miejsce i jak najszybciej się stąd ulotnić. To nie był czas na żale, musiała zająć się sobą. Wyszła na dwór... Na dziedzińcu jak stał tak stał Ista. Gdy ją zobaczył zastrzygł długimi uszyma i podszedł niepewnie.-Cześć...-Szepnęła do końskiego łba. Schowała miecz do pochwy przy siodle i wsiadła na skórzane, miękkie siodło. Przekręciła się sięgając do juków.-F... ała ała...-Skrzywiła się. Wyciągnęła czarne futro, o włosiu długości 10cm. Przy skórze było białe, a końcówki czarne. Wokół panował mrok rozświetlany czerwoną pełnią. Otuliła się ciepłym płaszczem z głębokim kapturem, który naciągnęła na głowę. Delikatnie pociągnęłam lejce i koń ruszył. Rozstawiłam szeroko ręce, a bale podtrzymujące balkoniki poczęły się czerwienić i pękać. Gdy tylko wyjechali na uklepaną drogę dwór stanął w płomieniach, waliły się kolumny, zapadały się pod swoim ciężarem budynki gospodarcze. Wiedziała, że wszystko będzie płonąć kilka dni. Nie chciała się oglądać gdy podjeżdżali na wzgórze. Przymknęła oczy lecz wtedy pojawiały się zawroty i mdłości.-Yghm..-otarła wewnętrzną stroną dłoni łzy, które pojawiły się na policzkach. Pociągnęła nosem. Wdychała zimne i rześkie powietrze, które oczyszczało ciało i umysł.
  Po dwóch godzinach gapienia się ślepo przed siebie usłyszała szum rzeki. Rozglądnęła się. Otaczał ich niski lasek. Popędziła konia do drogowskazu. Zatrzymali się. Uniosła dłoń  i pstryknęła palcami zapalając płomyczek unoszący się zgrabnie w powietrzu. Słabe światło padło na kamienną kolumnę z odnogami, na których usadzone były omszałe tabliczki z wyrytymi nazwami.. Na północnym wschodzie znajdowało się Bestrehof, na północnym zachodzie Lesserdun, na wschód Senon, zachód Sterrif, a na południowy zachód Port Ferron. Westchnęła ciężko gasząc płomyczek i ruszyła w kierunku Lesserdun. Po dwóch tygodniach będzie musiała skręcić bezpośrednio na północ. Podziemne Miasto było schowane w górze Kościsty Dziób. Wiedziała, że będzie ciężko. Pogładziła szyje wierzchowca. Wsłuchiwała się w uderzenia końskich kopyt, oddech zwierzęcia i przybliżający się szum rzeki. Myślała o Eliaszu, o jej ukochanym. Nie miała pojęcia czy przeżyje, ale wiedziała, że ryś zajmie się jej skarbem. W końcu dotarli do wąskiej ścieżki odchodzącej w prawo. Skręcili i po dwóch minutach znaleźli się na udeptanym placyku. Ista zatrzymał się na skraju skupiska jakiś krzaczków. Zsunęła się z niego i rozglądnęła obejmując się. Pod daszkiem po drugiej stronie było kilka porąbanych drew. Jęknęła i poszła po nie. Wzięła z dwa większe kawałki i kilka małych deseczek. Wróciła do konia i ułożyła drewienko. Zwierze położyło się podkulając nogi. Rozpaliła ognisko siłą woli i wyciągnęła gruby, potrójnie podszywany śpiwór. Ułożyła go przy końskim boku. Zdjęła siodło i juki, które ułożyła przy udzie Ista. Usiadła na śpiworze. Zdjęła płaszcz, który schowała. Wyciągnęła jeszcze szmatki i dobre wino, które trzymała tylko do odkażania ran. Rozebrała górę zostawiając przepaskę na piersiach. Zaczęła opatrywać trzy, szarpane rany. Zerwała strupy i powyjmowała kilka niteczek z tuniki. Polała bok  i kawałek pleców alkoholem.-Fff....Aaa....-zacisnęła powieki. Wymusiła krwawienie i krzepnięcie krwi. Obwiązała się czystym materiałem i założyła poszarpaną tunikę.-Bogowie jak zimno..."Nie narzekaj, tobie nie jest zimno"-Usłyszała w głowie czyiś głos. Zaniepokoiła się tym, czy oszalała? A tam, nie obchodziło jej to. Wariaci jakoś sobie radzili i to nie raz lepiej niż ci "racjonalni". Wsunęła się do śpiwora, wtuliła pysk w miękkie, białe futerko. Nie minęło wiele czasu gdy zamknęła oczy i zasnęła oddając się w objęcia koszmarów...
Related content
Comments: 0