HOME | DD

karcia19 — Ksiestwo Ruty - cz.IV
#crown #king #polish #queen #romance #drama #lithuania #love #politics #royalty #lithuaniapoland
Published: 2017-06-19 23:23:01 +0000 UTC; Views: 441; Favourites: 1; Downloads: 0
Redirect to original
Description Stałam pod jednym z okien sali balowej w ręku trzymając do połowy opróżniony kieliszek wina. Było już sporo po północy, a goście zdawali się bawić w najlepsze nie zwracając uwagi na późną porę. Początkowo nie potrafiłam opędzić się od mojej rodziny i ich ciągłych pytań. Ich ciekawość co do moich zajęć z ostatnich kilku dni doprowadzała mnie do szału. Nie miałam zamiaru udawać ani zadowolonej, ani chociaż potulnej. Nadal pamiętałam dlaczego tu byłam i czym tak naprawdę było to przyjęcie. Otaczający mnie goście byli mi równie obcy, co mój świeżo poślubiony mąż. Wszyscy ubrani pięknie i dostojnie, z najdroższą biżuterią na smukłych szyjach i palcach u rąk. Opływali w bogactwo i przepych, a każdy z nich starał się jak mógł, by zdobyć przychylność przyszłego Wielkiego Księcia. Ojciec Getysa zdawał się być w swoim żywiole, a ja przyglądałam się mu z zaciekawieniem. Nie wyglądał na duszę towarzystwa, ani nawet na osobę lubiącą ludzi. Mimo to, sprawnie lawirował pomiędzy poszczególnymi grupkami rozmówców, którzy powoli zamieniali mój ślub w kuluary polityczno-biznesowe. Westchnęłam ze zrezygnowaniem.
-Nie integrujemy się z poddanymi? – usłyszałam koło siebie wesoło brzmiący głos. Już gdzieś słyszałam ten specyficzny rodzaj polskiego. Lekko odwróciłam głowę i zobaczyłam tego samego chłopaka, którego zaledwie kilka dni temu spotkałam w ogrodzie. Rozbrajający uśmiech wpłynął na jego jasną twarz na widok mojej reakcji.
-Co ty tu robisz? – zapytałam niezbyt taktownie, ale bardziej interesowało jakim cudem znalazł się na przyjęciu.
-Powiedzmy, że moja rodzina dba o pozory. W tym się chyba niewiele różnimy, co? –ponownie zaszczycił mnie swoim uśmiechem i wziął łyk z trzymanego w lewej ręce kieliszka. Od razu zrozumiałam aluzję dotyczącą jego pochodzenia, nadal jednak nic o nim nie wiedziałam, a coś wewnątrz bardzo chciało to zmienić.
-Nie jesteś jakimś pierwszym lepszym znajomym rodziny Getysa, prawda?- starałam się zdobyć nieco informacji, ale jednocześnie robiąc to tak, by nie poczuł się jak na przesłuchaniu.
-Jestem! –odpowiedział radośnie.- A po godzinach dorabiam jako Matas Laurinavičius. – dodał po chwili i ponownie wziął łyk wina.
-Wreszcie wiem jak masz na imię, miła odmiana. – postanowiłam nieco się rozluźnić i tak jak on choć trochę zgarnąć dla siebie z tej imprezy.
-Jak dla kogo. Ja twoje znam, więc to od początku było nie fair. – udał oburzonego i w śmieszny sposób ścisnął usta. Zachichotałam cicho, chowając usta za dłonią.
-Mogłeś się pochwalić od razu, a nie trzymać mnie w napięciu, aż do dziś.
-A co? Aż tak bardzo chciałaś znać moje imię? – zbliżył się do mojej twarzy z figlarnym spojrzeniem.
-Muszę wiedzieć, kto buszuje mi w ogrodzie. – zażartowałam coraz bardziej angażując się w rozmowę z nim. Miło na chwilę zapomnieć o kłopotach i zupełnie się rozluźnić z osobą, która rozumiała poczucie humoru i czerpała radość ze słownych potyczek. Oczywiście, pech chciał, że nie trwało to długo.
-Widzę, że się dobrze bawicie. – zabrzmiał przed nami męski głos.
-Było miło, póki nie przyszedłeś. – nie wiem czy to przez alkohol, czy rozgoryczenie przerwaną właśnie zabawą, ale nie mogłam powstrzymać się od złośliwej uwagi w stronę mojego męża. Jego twarz momentalnie pociemniała ze złości i obrzucił mnie nienawistnym spojrzeniem.
-Posłuchaj, ty..
-Getys, spokojnie, tylko rozmawialiśmy. –zbliżającego się niebezpiecznie blisko mnie bruneta powstrzymał Matas kładąc wolną rękę na jego ramieniu. Gediminaitis w jednej sekundzie zmienił obiekt zainteresowania ze mnie na blondyna. Strącił agresywnie jego dłoń.
-Nie wtrącaj się, rozmawiam z żoną. – wycedził te słowa przez zęby z takim cynizmem, że miałam ochotę mu przywalić. Nonszalancko włożył ręce do kieszeni spodni i wyraźnie czekał na reakcję Matasa. Nie mogłam pozwolić, żeby tak go traktował.
-O co ci chodzi? – zaczepiłam go próbując ponownie przenieść jego uwagę na mnie, niestety bezskutecznie.
-Chciałem tylko zobaczyć co u ciebie, ale jak widać znalazłaś już sobie własnego błazna. – jego słowa na ułamek sekundy wbiły mnie w ziemię poziomem złośliwości i jadu. Spojrzałam zszokowana na Matasa, ale ten zamiast oburzyć się, czy odpowiedzieć, po prostu świdrował Getysa wzrokiem. W oczach bruneta dostrzegłam natomiast cichy triumf.
-Ty jesteś nienormalny! – krzyknęłam na tyle głośno, by ludzie rozmawiający w pobliżu na chwile umilkli. Nastała niezręczna cisza. Rozglądałam się w panice nie wiedząc jak wybrnąć z tej żenującej sytuacji bez wywoływania skandalu. Ku mojemu zdziwieniu z pomocą przeszedł mi Getys natychmiastowo zmieniając ton i wyraz twarzy.
-Ha! Zabawna jesteś, kochanie! – złapał mnie za rękę i ucałował wierzch dłoni z taką delikatnością, że gdybym oglądała to z dystansu byłabym w stanie uwierzyć w jego troskę. Przedstawienie musiało zadziałać, gdyż goście jak gdyby uspokojeni tym gestem wrócili do pasjonujących rozmów. Odetchnęłam z ulgą. Nagle poczułam szarpnięcie, a ręka bruneta z mojej dłoni powędrowała do nadgarstka zakleszczając się wokół niego z ogromną siłą. Podniosłam zaciskane do tej pory powieki i stanęłam oko w oko z moim rozwścieczonym mężem.
-Uważaj na to, co mówisz, bo pociągniesz nas na dno, zrozumiałaś? – jego niebieskie tęczówki wdzierały się w głąb mojej duszy. Nie potrafiłam zrobić niczego oprócz zgodnego potaknięcia.
-Cieszę się, że się w czymś się zgadzamy. – puścił mnie, a ja momentalnie zaczęłam rozmasowywać nadgarstek. – Widzimy się za pięć minut u mojego ojca. Trzeba podziękować gościom. – wyjaśnił wreszcie powód swojego przyjścia, po czym oddalił się bez słowa w stronę jednej z grupek.


Uroczystość dobiegła w momencie, gdy na zewnątrz powoli zaczynało świtać. Zmęczeni goście zostali rozlokowani w pokojach pałacu, lub odwiezieni taksówkami do domów. Z każdym pokonanym przeze mnie schodem uświadamiałam sobie coraz dosadniej jak wyczerpujące psychicznie, ale także fizycznie było dla mnie całe to przedsięwzięcie. Stąpałam tuż za Getysem, który w milczeniu parł naprzód w drodze do naszej wspólnej sypialni. Wreszcie dotarł do drzwi i pewnym ruchem pociągnął za klamkę. W tym pokoju jeszcze nigdy nie byłam. Stylem bardzo przypomniał pomieszczenie, w którym do tej pory miałam okazję spać w tym budynku. Posiadał jednak coś z oryginalności. Biurko z nowoczesnym laptopem i kilkoma rzędami książek na półce stało po lewej stronie pomieszczenia, tuż pod oknem. Zaraz obok znajdowały się drzwi, prawdopodobnie do prywatnej łazienki. Na środku, pod kolejnym z trzech dużych okien, znajdowało się podwójne łóżko, teraz zaścielone w przepięknie haftowaną narzutę. Moją uwagę zwróciła spora kolekcja książek, sądząc po napisach, historycznych i tych z gatunku fantasy. A więc mój mąż też potrafił się zachowywać jak normalny nastolatek. Zaraz koło wspomnianych regałów dostrzegłam kolejne drzwi, tym razem na wpół uchylone, zza których widoczne były wieszaki z ubraniami.

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić i gdzie usiąść, dlatego nadal stałam na miękkim dywanie czekając na reakcję Getysa.

-Jesteś aż tak naiwna, czy po prostu głupia? - przerwał w końcu duszącą ciszę. Zrobił to jednak w taki sposób, że początkowo nie wiedziałam nawet o co mu chodzi.
-Hę? - zdobyłam się tylko na niezbyt inteligentny jęk, wyrażający całe moje zdziwienie.
-Czyli jednak głupia. - skwitował zdejmując powoli marynarkę. W tym momencie uznałam, iż czas najwyższy przestać pozwalać mu na takie poniżanie.
-Ty na prawdę masz ze sobą problem! - oburzyłam się i podniosłam głos. - Co ja ci takiego zrobiłam, że traktujesz mnie jak śmiecia? Przecież zarówno ty, jak i ja zostaliśmy do tego ślubu zmuszeni, a ty zachowujesz się jakbym zapłaciła za tę wątpliwą przyjemność.
-Mój jedyny problem aktualnie to ty! - on również nie wytrzymał i zrzucił maskę spokoju. - Cały czas nas pogrążasz!
-Niby w czym!? - przerwałam mu niewiele rozumiejąc z jego pretensji.
-Przecież oni tylko czekają na nasze potknięcie! Każdy krok jest obserwowany. Cudem się tu znaleźliśmy i dla swojego dobra lepiej siedź spokojnie i się nie wychylaj, bo możesz źle skończyć, a ja niestety razem z tobą! - Getys rzucił zdjętą uprzednio część garderoby na łóżko w przypływie niewyjaśnionej złości. Odwrócił się do mnie tyłem, a dłonią zaczął pocierać swoją twarz.
- O czym ty do cholery mówisz?! - nie wytrzymywałam powoli tego sloganu, który dla mnie był tylko bezsensownym bełkotem.
-Nie masz pojęcia co tu się dzieje, prawda? - odwrócił lekko głowę w moją stronę, posyłając mi zdegustowane spojrzenie.
-Nie! Nikt mi nie chce nic powiedzieć, nawet własna rodzina! Ja nawet nie wiem, co tu robię!
-I dobrze.
-No ty chyba sobie w tym momencie żartujesz. - jego odpowiedź zabiła moją determinację w sekundę.
-Posłuchaj, nie mam zamiaru robić ci wykładu o funkcjonowaniu polityki i życia, bo jak widać masz z tym problem, ale dam ci radę: nie mieszaj się. Tak będzie lepiej dla ciebie i dla mnie.
-Powtarzasz to już któryś raz, a ja dalej nie wiem, w którym momencie do czegokolwiek się "mieszałam"! - irytacja powoli przesłaniała mi chęć zachowania względnej ciszy o wczesnej porze porannej.
-O proszę cię, chęć poprawy losu Polaków na Litwie? - odwrócił się do mnie całkowicie, tylko po to, by ukazać całą swoją postawą pogardę. Ja jednak skupiłam się bardziej na jego słowach.
-Skąd...
-Rozmawiałem z twoją mamą. - uprzedził moje pytanie. Byłam w ogromnym szoku, że podczas trwania przyjęcia weselnego, Getys znalazł czas, by zrobić wywiad środowiskowy na mój temat. Nie doceniłam go i jego zaangażowania w sprawy około-małżeńskie. W dodatku ja nadal nie wiedziałam o nim nic. Ubiegł mnie.
-Nie wierz w te brednie, że jest im źle. Sami sobie szukają powodów do narzekania. - dodał kąśliwie.
-Znalazł się dobrze poinformowany ekspert. - odgryzłam mu się.
-Żebyś wiedziała, ale nie do tego zmierzam. - machnął ręką, jak gdyby chciał przepędzić dotychczasowy temat rozmowy. - Mam dla ciebie propozycję.
-Jaką? - zaintrygował mnie tą nagłą zmianą tonu.
-Coś w rodzaju umowy. Publicznie jesteśmy zakochaną po uszy parą, która wprost nie mogła doczekać się ślubu i wspólnego życia. - uniósł do góry palec wskazujący jakby odliczając. - Natomiast, gdy nikt nie patrzy możemy robić, co chcemy. - do jednego palca dołączył kolejny.
-To znaczy?
-Nikt z zewnątrz nie może wiedzieć, że nie pałamy do siebie miłością. Podważyliby realność tego ślubu, a to zarówno dla mnie jak i dla ciebie źle by się w obecnej sytuacji skończyło. Na razie tyle wiedzy ci wystarczy.

-Poza tym funkcjonujemy tak, jakby ślubu nigdy nie było, dobrze rozumiem? - dokończyłam jego myśl.
-Dokładnie, czyli jednak jak chcesz to potrafisz używać mózgu. - zaszczycił mnie cynicznym uśmiechem i wrócił do zdejmowania elementów garnituru. Zmełłam w ustach przekleństwo. Postanowiłam jednak nie marnować więcej energii na kłótnie, dlatego podeszłam do przygotowanego dla mnie zestawu do snu, który zauważyłam wcześniej na pościeli i już miałam kierować się w stronę drzwi łazienkowych, kiedy ciszę ponownie przerwał głos Getysa.
-I jeszcze jedno. - zaczął poważnym tonem. - Noc poślubna się odbyła i małżeństwo jest skonsumowane. Nawet mój ojciec ma w to uwierzyć, jasne? - tym razem jego wypowiedź miała zupełnie inny charakter. Była bardziej podobna do prośby, niż rozkazu. Przytaknęłam jedynie głową i nacisnęłam na klamkę. Cała sytuacja i ogrom tajemnic jakie spowijały ten dom i jego mieszkańców coraz bardziej mnie przerażał, ale i intrygował. Ciekawość rosła wraz ze świadomością zagrożenia, o którym wspominał Getys. Co też takiego mogłoby mi się stać, gdybym zaangażowała się w tutejszą scenę polityczną?

Surwiliszki, 7 lipca

Po dosyć intensywnej i niespokojnej nocy, nastał w końcu poranek, a cała familia siedziała obecnie przy stole w jadalni, konsumując śniadanie. Ustawili mnie między moją mamą i, jakże by inaczej, Getysem, który miał minę jakby od rana bardzo bolał go brzuch. Czyli norma, jak już zdążyłam zauważyć.
-Jak wrażenia po ślubie? - odezwał się niespodziewanie książę Vytautas, biorąc przy okazji łyk soku pomarańczowego ze zdobionej szklanki. Na moment nastała pełna oczekiwania cisza, a ja chcąc się upewnić co do intencji zerknęłam na Getysa.
-Pozytywnie. - podsumował krótko mój mąż nie przerywając krojenia kromki chleba.
-Och, rozumiem, że noc była pełna wrażeń. - mama westchnęła wprost do mojego ucha, ale na tyle głośno, by reszta towarzystwa usłyszała.
-Noc i kawałek poranka. - Getys zaszczycił ją chyba swoim najpiękniejszym uśmiechem. Odchrząknął lekko i dał mojej mamie oraz reszcie domowników jasno do zrozumienia, że nie muszą się martwić o ważność małżeństwa. Na moment nie wiedziałam jak się zachować. Wolałabym zapaść się pod ziemię ze wstydu niż wysłuchiwać aluzji mojej rodziny, co do mojego życia intymnego. Moja mama zaczęła chichotać i odwróciła głowę w drugą stronę, by opanować niekontrolowany śmiech. Ja natomiast zastygłam w bezruchu obserwując bruneta. Wyglądał tak łagodnie i czarująco. Musiałam przyznać, że był przystojny, mimo całej niechęci jaką go darzyłam. Sekundę później Getys najwyraźniej zorientował się, iż jest obserwowany, więc odwrócił wzrok od mojej mamy, a jego uśmiech momentalnie zgasł zastąpiony przez pogardliwy grymas. Poczułam lekkie ukłucie smutku. Nadal nie mogłam zrozumieć dlaczego tylko mnie traktuje z taką rezerwą, balansującą na granicy niechęci. Jakby na to nie patrzeć, byłam nastolatką, a one łatwo ulegają emocjom. Nawet gdybym bardzo się starała wmówić sobie, że go nienawidzę, to podświadomie szukałam u niego akceptacji. Nie chciałam być w jego oczach tylko przykrym obowiązkiem, z którym musi jakoś przetrwać.

Po śniadaniu moja rodzina zaczęła się pakować, by jak najszybciej wyruszyć w drogę powrotną. Staliśmy właśnie wszyscy przed pałacem. Wynajęte przez księcia Vytautasa samochody powoli wypełniały się walizkami, które przywieźli ze sobą moi krewni.
-Do zobaczenia, kochana. - Iza właśnie próbowała pozbawić mnie tchu, ściskając na pożegnanie. - I pamiętaj, nie daj się im. - odsunęła się lekko i żartobliwie pogroziła mi palcem.
-Postaram się. - wymusiłam na sobie serdeczny uśmiech. Gdyby to tylko było takie proste.
Kuzynka pomachała mi jeszcze na pożegnanie i wraz z resztą kuzynostwa wsiadła do samochodu.
-Ciocia Ela już pojechała? - zaciekawiłam się brakiem rodziców Izabelli, gdyż dziewczyna wsiadła do czerwonego pojazdu, którym mieli wracać wujek Stanisław z rodziną.
-Tak. - potwierdziła stojąca tuż obok mama. - Ciocia poczuła się źle i postanowili wrócić wcześniej, a Izie dali czas na spokojne spakowanie się. Wyjechali dosłownie godzinkę temu.
-Dlatego nam też zmienił się rozkład i zamiast jechać z nimi, wrócimy z dziadkami. - dodała po chwili zagnieżdżając mnie w żelaznym uścisku. Odwzajemniłam ten gest i pocałowałam ją w policzek.
-Trzymaj się kochanie, dzwoń do nas często i radź sobie jakoś! - do rozmowy postanowił włączyć się również tata, którego obdarzyłam szczerym uśmiechem.
W ostatniej kolejności, przyszedł dziadek. On w przeciwieństwie do siedzącej już w czarnym samochodzie babci, zamierzał osobiście życzyć mi powodzenia na nowej drodze życia.
-Kiedy następnym razem się spotkamy, czy to tutaj, czy gdy odwiedziesz nas w Polsce, wyjaśnię ci wszystko bardzo dokładnie. - wyszeptał mi do ucha, tak by nikt obok nie usłyszał co takiego miał mi do powiedzenia.
-Ale...
-Nie teraz. To dosyć skomplikowane, a takie rzeczy najlepiej omawia się przy kawie. - przerwał mi od razu, by następnie nieco się ode mnie odsunąć i poklepać mnie na pocieszenie po ramieniu.
-Dobrze. - rozpromieniłam się po chwili. - Skoro tak uważasz

Obserwowałam jak samochody powoli opuszczają podjazd i nikną za bramą posiadłości. Nim się zorientowałam po moich policzkach ciekły już łzy. Cicho załkałam opuszczając machającą dotychczas rękę i prawie nie osunęłam się na żwir. Powstrzymały mnie od tego ręce Getysa, który cały ten czas w ciszy przyglądał się tej scenie.
-Nie rób cyrków. - skwitował chłodno i pomógł mi stanąć stabilnie na nogach. Odwróciłam zapłakaną twarz w jego stronę i obrzuciłam go wściekłym spojrzeniem. W drzwiach posiadłości dostrzegłam jedną z dziewczyn pracujących w pałacu, Dalię. Mając na uwadze umowę jaką zawarłam z brunetem, powstrzymałam się od wszelkich komentarzy. Mocno szarpnęłam ręką uwalniając się z jego uścisku, a następnie bez słowa wyminęłam go zmierzając w kierunku Litwinki.
-Chodź, pokażesz mi posiadłość. - zachęciłam ją do podążenia za mną gestem dłoni. Kątem oka dostrzegłam, że Getys nadal stoi na środku placu i obserwuje jak znikam wraz z Dalią za drzwiami pałacu.

Po dokładnym oprowadzaniu i popołudniowym obiedzie usiadłam przed telewizorem w salonie, by nieco odetchnąć. Nieobecny na obiedzie książę Vytautas, który ponoć pojechał zaraz po śniadaniu załatwiać jakieś bardzo ważne sprawy organizacyjne, wrócił parę minut temu i wciąż czepiał się służby o rzekomy nieporządek. Wprowadzał mnie tym w stan nerwicy, ale z pokorą znosiłam jego narzekanie. Getys wrócił do swojego bycia nieobecnym duchem i właśnie siedział ze słuchawkami na uszach na fotelu obok. Siedzieliśmy tak blisko siebie, a mimo to jedynymi dźwiękami zakłócającymi ciszę w salonie, były telewizyjne reklamy. Zmierzyłam bruneta wzrokiem z góry na dół i prychnęłam z dezaprobatą. Miał zamknięte oczy i nie zwracał uwagi na otaczający go świat.  Spędzę resztę życia z aspołecznym, cynicznym i wrednym frustratem. Fenomenalnie.
Nagle względny spokój przerwały stanowcze kroki dobiegające z korytarza. W drzwiach pojawił się książę Vytautas, a jego mina nie zwiastowała niczego dobrego.
-Emilio. - zaczął poważnym tonem, a każdy włos na moim ciele stanął dęba. - Właśnie dostałem telefon, że samochód, którym jechali twoi rodzice i dziadkowie miał wypadek.
Poczułam jak wszystkie moje mięśnie wiotczeją.
-Ale wszystko w porządku, prawda? - wyszeptałam, walcząc z narastającą w moim gardle gulą. Jednak reakcja mężczyzny daleka była od oczekiwanej.
-Niestety. - opuścił głowę i pokręcił nią w geście zaprzeczenia. - Przykro mi.
Trzymany dotychczas w rękach pilot upadł na podłogę i z trzaskiem rozpadł się na części na drewnianej posadzce. Szklistymi od łez oczyma spojrzałam na Getysa, który zsunął z uszu słuchawki i w szoku wpatrywał się we mnie. Krzyknęłam przenikliwie i z rozpaczy osunęłam się na podłogę. W sekundę zawalił mi się cały świat.
Related content
Comments: 0