HOME | DD

Panhomarek — Tony/Loki
Published: 2012-12-23 21:18:36 +0000 UTC; Views: 9434; Favourites: 26; Downloads: 7
Redirect to original
Description "Trafił swój na swego"
Fandom : marvel, post!avengers, warto znać :3
Para : Tony/Loki, jest seks w wersji lajt.





Loki jęknął i zaraz potem z gracją powitał podłogę  swoim lewym policzkiem.  Nabrał powietrza w płuca i westchnął z trudem przekręcając się na bok. Jego nogi nadal znajdowały się na łóżku – na szczęście niskim – zupełnie zaplątane w kołdrę, której tak naprawdę nie potrzebował ale używał dla pozorów. Loki wiele rzeczy robił tylko żeby utrzymać pozory.
– Może ci pomóc? – Kłamca okazałby się idiotą, gdyby pozwolił sobie chociaż na moment uwierzyć, że w tym niby miłym głosie nie kryje się ironia. Że gdy poprosi o pomoc w zamian nie będzie miał noża w plecach.
Loki zmarszczył brwi i wybełkotał coś niezrozumiale, jednak zdecydowanie nieprzyjaźnie. Ciężko było powiedzieć cokolwiek z zakneblowanymi ustami. Tak samo, jak pewne trudności sprawiało poruszanie się ze związanymi za plecami, wykręconymi pod niewygodnym kątem rękoma. Loki nie narzekał, mogło być gorzej. Mogli kazać mu wrócić do Asgardu, gdzie owszem, gniłby w więzieniu ale zapewne z jeszcze mniej przyjemnym towarzystwem.
– Jak tam chcesz panie boże, popatrzę sobie jak się wiercisz.
Loki prychnął, a przynajmniej miał taki zamiar, w efekcie czego  prawie zakrztusił się własną śliną. Oddychanie i przełykanie też nie należały do najprostszych w jego obecnym położeniu. Kłamca odetchnął głębiej, próbując wyciszyć swoją umierającą dumę. Czasami wydawało mu się, że posiadał jej dużo więcej niż w rzeczywistości potrzebował, a czasami, gdy zniżał się do poziomu najgorszych, zastanawiał się, gdzie ona się podziała.
– Twój wzrok w tej chwili mówi : „Zabiję cię bardzo powoli i z wyjątkowym okrucieństwem, tak, że kiedy mnie złapią wymierzą mi potrójną karę śmierci."
Tym razem Loki wywrócił oczami. Nie spojrzał jednak w stronę, z której dobiegał głos. Doskonale wiedział do kogo należy. Nie miał tylko pojęcia, dlaczego ów ktoś męczy i siebie i jego codziennymi wizytami.
Kłamca, zorientowawszy się, że wygięte ramiona na nowo zaczynają cierpnąć jęknął cicho, nie chcąc by ktokolwiek – a zwłaszcza jego gość, usłyszał. Potem, z nową siłą wymieszaną z powoli rosnącą desperacją, wznowił proces wydostawania się z łóżka. Pod tym względem Loki był niezwykle schematyczny odkąd tylko udało mu się opracować względnie nieszkodliwą, w pewnym stopniu wykonalną i gdzieniegdzie nawet banalnie prostą metodę wstawania.
Najpierw należało spaść. Potem oszacować szkody, następnie zwlec z łóżka te kończyny, które jeszcze na nim pozostawały, po czym skulić się, uklęknąć i odchylając się do tyłu, próbować się podnieść.
Spadanie było jedyną zmienną jaka pojawiała się w schemacie. Zależało od tego, jak Loki akurat się ułożył i czy wygodniej było mu  podskoczyć, zlecieć z łóżka i wylądować na tyłku czy sturlać i zaryzykować utratę nosa. Raz czy dwa zdarzało się Lokiemu wstać normalnie, pomimo związanych rąk i niemal bez problemu stanąć na nogi. Zazwyczaj jednak, zgodnie ze schematem, jego kończyny dolne były zaplątane w kołdrę, ba! Pościel tworzyła dookoła jego stóp i łydek kokony z pajęczych sieci, byle tylko nie pozwolić mu normalnie zejść z łóżka!
To już nie jego wina, że miewał koszmary i skopywał z siebie prześcieradła z maniakalnym wręcz uporem. Nigdy nie chciał wracać do wizji, które nocą podsuwała mu jego podświadomość. Wolał zapominać i wyszkolił się w tym zapominaniu niezwykle dobrze.
– Nie napinaj się tak. Nie mam dla ciebie spodni na zmianę.
Loki wybałuszył oczy w oburzeniu. Jak on śmiał…! Ale było już za późno. Zanim Kłamca się zorientował, dał się wyprowadzić z równowagi, rozproszyć. Zaskoczyć  w procesie podnoszenia się na własne nogi. Loki jeszcze w powietrzu uzmysłowił sobie swoją porażkę, którą ciężko przypieczętował ból w pośladkach.
Zdecydowanie nie lubił kafelków. Ani ironicznego śmiechu, który dobiegał od strony drzwi, za każdym razem, kiedy Loki na nich lądował.
– Nie rób takiej miny. Nie lubię jej. Znacznie lepiej było ci z uśmiechem, nawet tym okrutnym, wiesz?
Loki poderwał głowę do góry i mrużąc oczy spojrzał w stronę oszklonych drzwi. Światło dochodzące z korytarza przeszkadzało w rozpoznaniu mężczyzny stojącego niemal u progu. Ale Loki wiedział kim jest autor nieoczekiwanego wyznania i to sprawiało, że jeszcze bardziej nie mógł w nie uwierzyć.
– Co jest? Zaniemówiłeś z wrażenia?
Kłamca odetchnął głośno i ze zrezygnowaniem pozwolił sobie wyłożyć się na podłodze. Zapowiadał się naprawdę długi i koszmarny dzień.


*


Czasami, bardzo rzadko Loki dochodził do wniosku, że obecność Starka nie przeszkadzała mu aż tak bardzo. Że jego denerwujący głos wcale nie jest aż tak denerwujący, że gdyby miał okazję chętnie wdałby się z nim w słowną sprzeczkę. Niestety, Kłamca w ramach swojej kary pozostawał zakneblowany przez większość czasu, za wyjątkiem godzin posiłków. Wtedy jednak Starka nie było w pobliżu, za co Loki był wdzięczny. Nie potrafił do końca zdiagnozować dlaczego ale czuł, że spaliłby się ze wstydu, gdyby Tony zobaczył go jedzącego bez użycia rąk.
Upokorzenie, jakiego doświadczał codziennie też było częścią kary. Loki doskonale zdawał sobie z tego sprawę ale mimo to, walczył. Próbował zachować w całej tej beznadziejnej sytuacji odrobinę honoru. Odrobinę wyższości.
Niekoniecznie z pozytywnym skutkiem.

Czasami, bardzo rzadko Tony Stark przestawał się nabijać i żartować. Odstawiał na bok swoje cięte riposty i szydercze komentarze. Loki nie patrzył wtedy w jego stronę, zazwyczaj siedział obok łóżka albo pod ścianą. I słuchał.
Stark czasem mówił o tym, co dzieje się na zewnątrz więzienia. O tym, jak ludzie buntują się przeciwko rządowym tajemnicom, jak domagają się prawdy i są gotowi dla tej prawdy uwolnić nawet Kłamcę. Loki oczywiście nie wierzył w ani jedno słowo.
Zmienił swoje podejście tylko raz. Tony przyszedł wtedy albo pijany albo naćpany i zamiast wyśmiewać się, zaczął mówić o swoim ojcu. Kłamca nie miał jak odpowiedzieć, nie wiedział też czy potrafiłby znaleźć dobre słowa. Na cale szczęście knebel chodź raz się przydał. Na całe szczęście Phill przeżył jego atak i w odpowiednich momentach zabierał Tony`ego gdzieś daleko.

Bywały też takie dni, bardzo często, w których Loki marzył by rzucić się Starkowi do gardła i rozpłatać je na strzępy. Choćby miał to zrobić palcami od stóp.


*


Kłamca stał na nogach, oceniając w myślach jak bardzo poobijane są jego kolana i czy ramiona można uznać za ścierpnięte czy jeszcze nie.  Stark spóźniał się albo to Loki dziwnym trafem wstał wcześniej. W tym więzieniu, w jego celi nie było czegoś takiego jak poczucie czasu. Nie licząc posiłków, w których ilości Kłamca już dawno się pogubił, Tony wyznaczał mu dni i tygodnie. Nie przychodził w piątki i soboty, a w niedziele i poniedziałki zjawiał się dwie godziny później i odchorowywał kaca giganta.
Loki skazany na swoje myśli, był czasami przerażony wiedzą, jaką posiadał na temat Starka. Mógłby zapewne napisać przynajmniej dwutomową biografię ociekającą życiowymi historyjkami multimiliardera, filantropa i playboya w jednej, wątpliwej osobie.
Kroki na korytarzu wyrwały Kłamcę z zadumy. Nie spodziewając się niczego poza tym, czego już wcześniej doświadczył, ze znużeniem spojrzał przez szklane drzwi. Stark wyglądał inaczej niż zwykle i Lokiemu zajęło parę sekund zlokalizowanie tej zmiany.
Rumieńce na policzkach, nie wiadomo jakiego pochodzenia, krawat – Stark nigdy nie odwiedzał go w krawacie – i to dziwne spojrzenie. Drzwi do celi nieoczekiwanie otworzyły się i Tony wszedł do środka. Loki automatycznie cofnął się i słusznie, bo zaraz za Starkiem w środku znalazło się też dwóch rosłych mężczyzn.
– Mam coś dla ciebie – rzucił Tony, kładąc na łóżku walizkę. Loki zauważył ją dopiero teraz i niemal natychmiast zmarszczył brwi. To nie mogło być nic dobrego.
– Powinny ci się spodobać. Zastanawiałem się czy ich nie pozłocić ale srebrne też są świetne.
Przez moment Loki nie wiedział o co chodzi. Dopiero potem dostrzegł duże, szerokie na kilkanaście centymetrów bransolety. Jego źrenice rozszerzyły się niemal dwukrotnie i zanim zdążył się wyrwać, zanim chociażby pomyślał o ucieczce, agenci przyszpilili go do najbliżej ściany. Loki próbował się szarpać, bezskutecznie.
– No już, już – Stark nie był na tyle rozbawiony na ile chciał wyglądać. – Nie wierć się to nie zaboli. Przynajmniej nie powinno.
Loki zawarczał nieudolnie przez knebel, a potem jego głowę gwałtownie i o wiele za mocno przyciśnięto do ściany. Minęło kilka chwil i w końcu Kłamca skończył z bransoletami na nadgarstkach ale za to z wolnymi rękoma.
– Wisisz mi za to naprawdę duże podziękowania, wiesz?
– Panie Stark jest pan pewien, że zadziałają? – Jeden z agentów odezwał się basowym głosem. Tony, najpewniej czując się urażonym aż do kości, prychnął.
– Oczywiście. Jeśli tylko jego ruchy będą w jakikolwiek sposób podejrzane, te cacuszka unieruchomią go w kilka sekund! W końcu po coś przychodziłem tutaj codziennie, prawda? Muszą zadziałać.
Loki stał jeszcze przez jakiś czas pod ścianą po tym, jak trójka mężczyzn wyszła z jego celi. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to co czuje, to wcale nie uporczywy ból w ramionach, do których właśnie powracało krążenie, tylko niewygodne, nachalne kłucie z okolic mostka. Powinien był przewidzieć, że nikt nie przychodziłby do Kłamcy tylko po to, żeby pogadać.


*


Przez kilka dni nikt go nie odwiedzał. Nie, żeby oprócz Starka ktokolwiek zniżał się do poziomu Kłamcy i chciał spędzać z nim chociażby odrobinę czasu. Loki liczył dni na miarę swoich możliwości i z każdym kolejnym coraz bardziej docierało do niego, jak bardzo nie lubi być samotny. Przez ostatni rok był na to skazany, jakby dobrze o tym pomyśleć to od momentu, w którym dowiedział się, kim tak naprawdę jest. Jaki los jest mu przeznaczony.  W celi, która dla każdego innego stworzenia wydawałaby się o wiele za zimna i zbyt ciemna Loki musiał odsiedzieć swój wyrok. Sam na sam ze swoimi myślami, wyrzutami, z gdybaniem i pogrzebanymi marzeniami, które nadal pulsowały tępym bólem.
Raz przyłapał się na rozdrapywaniu starych ran. Próbował się powstrzymać ale jego myśli, nie mając się czym zająć, ciągle wracały do niedawnych porażek.
Minęło pięć dni zanim na korytarzu ponownie usłyszał kroki Tony`ego Starka. Loki już dawno nauczył się je rozpoznawać. Problem polegał na tym, że Kłamca stracił nadzieję na odwiedziny i powoli zaczął przyzwyczajać się do tego, że oszaleje w tej ciasnej klitce. Kiedy tylko Stark zatrzymał się przed szklanymi drzwiami Loki spojrzał na niego z niezadowoleniem. Może trochę brakowało mu towarzystwa ale nie na tyle, by zapomnieć o tej paskudnej zdradzie, której blaszany heros się dopuścił.
– Chyba nie dostanę tych podziękowań – mruknął Tony. W jego głosie było coś, co przyciągnęło uwagę Kłamcy. Nutki ekscytacji, trochę niezdecydowania. Stark znów wyglądał inaczej niż zazwyczaj, znów pod krawatem, znów z walizką w ręce. Loki zmarszczył brwi, nie miał najmniejszej ochoty na kolejne ozdóbki ograniczające jego wolność.
Nawet jeśli dzięki nim mógł wreszcie normalnie wstawać z łóżka i jeść jak człowiek.
– Mam dla ciebie dobre nowiny – ciągnął dalej Stark, zupełnie niezrażony podejściem więźnia. – Mogę cię stąd zabrać o ile zgodzisz się pójść na pewien układ.
Gdyby Loki był kotem, na pewno ciekawsko uniósłby teraz uszy. Jako, że nie był, mógł jedynie zacząć natrętne wpatrywanie się w Starka.
– Pamiętasz, jak ci mówiłem, że ogarnięcie pozaziemskiej technologii jest straszne? Ani ja, ani Bruce nie radzimy sobie z tym dobrze co przyznaję z niechęcią, a rząd domaga się wyników. Natomiast ludzie domagają się prawdy i z tego wszystkiego wyrosła bardzo delikatna i napięta sytuacja – objaśnił Tony, uśmiechając się nieco głupkowato i gestykulując żwawo. – Dlatego rząd wysunął propozycję skierowaną do ciebie. Jeśli zgodzisz się na współpracę i pomożesz nam w rozłożeniu technologii Chitauri na czynniki pierwsze, wtedy będziesz przetrzymywany w Stark Tower. Oczywiście musisz się zachowywać.
Loki przez chwilę analizował wszystkie za i przeciw, po to, żeby po chwili skinąć głową.  Raz kozie śmierć, prawda?


*


Stark Tower była zupełnie inna, niż ją zapamiętał. Nie było już wielkiego, neonowego nazwiska na samym czubku i nie przypominała aż tak bardzo wystrojonej na święta choinki. Zamiast tego przybyło dobrych kilka pięter. Loki nie miał czasu, żeby dokładniej przyjrzeć się konstrukcji. Niemal bezzwłocznie wprowadzono go do budynku, gdzie jak się spodziewał, niemal wszystko krzyczało „Tony Stark jest bogaty". Nie zamierzał jednak narzekać, mimo wszystko lepiej było mieszkać w pałacu niż w rozklekotanej chałupce.
– Przygotowaliśmy dla ciebie pokój – zaczął Tony, kiedy wszystkie sprawy związane z technologią pozaziemską i jej rozpoznawaniem zostały już omówione.
Loki pozwolił się spokojnie poprowadzić na samą górę Stark Tower, do prywatnego mieszkania Tony`ego. Nie sądził, że będzie mieszkał razem z nim ale najwyraźniej życie lubiło go zaskakiwać w dziwnych momentach. Loki od razu zauważył drobne przemeblowanie niemniej jednak  dobrze wyposażony bar został na swoim miejscu.
– To oczywiste, że lubisz zielony kolor – kontynuował Stark, przeprowadzając swojego gościa przez salon, aż w końcu obaj stanęli pod odpowiednimi drzwiami. – Witaj w swoich komnatach.
Loki westchnął, powiedziałby coś kąśliwego, na pewno, gdyby tylko ktoś był na tyle łaskaw by zdjąć ten uciążliwy knebel. Kłamca poczekał, aż Stark otworzy drzwi.
Pokój faktycznie miał zielone akcenty, złote także. Duże, podwójne łóżko wyglądało na wygodne, do tego w pomieszczeniu znajdowały się też wyjście na balkon i dwoje drzwi w jednej ze ścian.
– Te tutaj są do garderoby, a te do łazienki – objaśnił Tony, próbując wyczytać z oczu Lokiego czy pokój odpowiada jego standardom.
Kłamca wyszedł na sam środek swojej sypialni i jeszcze raz uważnie się rozejrzał. Na pierwszy rzut oka nie było w okolicy niczego, co mogłoby posłużyć za broń. Loki jeszcze nie testował swoich nowych bransolet, wierząc na słowo, że działają. Ale odkąd został wyprowadzony z więzienia i skazany na przebywanie ze Starkiem zaczynał zastanawiać się, czy aby nie przeprowadzić małych eksperymentów.
– Przyjdę po ciebie wieczorem – burknął w końcu Tony. Wyraźna nutka wyrzutu odbiła się w jego głosie i postawie. Z drugiej strony czego on się spodziewał? To było oczywiste, że ktoś taki jak Loki nie doceni modnego i stylowego wystroju wnętrz.
– Baw się dobrze, skoro masz już wolne ręce!
Loki wydał z siebie zaskoczony dźwięk i niemal podskoczył, kiedy Stark bestialsko klepnął go w pośladek, a potem z zaskakującą prędkością ulotnił się z pokoju.
Zdecydowanie ucieczka nie wchodziła w grę. Najpierw trzeba zamordować Starka.


*


Pierwszy tydzień minął bardzo opornie. Loki pozbył się knebla, co było jedyną dobrą rzeczą, która go spotkała. Kłamca przez siedem dni nauczył się więcej o życiu na ziemi, niż kiedykolwiek wcześniej. Po pierwsze, nie należy używać żadnych, absolutnie żadnych sprzętów elektrycznych, które pikają i wydają dziwne dźwięki. Jest wtedy wielce prawdopodobne, że któreś z nich zacznie się dymić, a wtedy z dziwnej szafy wyjedzie robot, który opryska wszystko i wszystkich zimną pianą. Loki popełnił ten błąd dwa razy. Po drugie, gdzieś w mieszkaniu ukrywa się wypucowany człowieczek, który obserwuje i komentuje każdy twój ruch. Co prawda jest czasami pomocny, ale lubi się naprzykrzać tak samo jak jego pracodawca. Ma na imię Jarvis. Loki bezskutecznie próbował go znaleźć.  Oprócz tych dwóch, Kłamca nauczył się, że coś takiego jak „wasabi" nie na darmo ma na opakowaniu napisane : „bardzo ostre";  że nie należy kroić cebuli bez gogli ochronnych oraz że kiedy spłucze się wodę w ubikacji, spod prysznica wylatuje wrzątek.
Loki zdecydowanie unikał rozmów z Brucem. Wolał także robić wszystko, żeby go unikać. Nadal pamiętał swoją potyczkę z Hulkiem i z całego serca nie chciał jej powtarzać teraz, kiedy był bezbronny. Z drugiej strony, jakaś mała cząstka jego nie chciała pozwolić by Bruce w ogóle przebywał w Stark Tower. Loki nie potrafił powiedzieć dlaczego, ale drobne igiełki zazdrości nijak nie chciały dać za wygraną.
– Dobra, na dzisiaj koniec. – Tony przeciągnął się, co zaowocowało głośnym strzyknięciem w karku. Loki spojrzał na niego wzrokiem pełnym pożałowania. Znalazł się super-heros.
–  Taki kruchutki, a taki pyskaty – parsknął Kłamca. Siedział na obrotowym krześle, wygodnie wyciągnięty, z nogami opartymi o najbliższy blat. Cała jego praca polegała tylko i wyłącznie na mówieniu co do czego kiedyś służyło. Na samym początku Loki próbował tłumaczyć też na jakiej zasadzie niektóre ze sprzętów działały ale szybko Bruce i Tony zaczynali krytykować brak profesjonalizmu, toteż dał sobie spokój.
– I kto to mówi, Śnieżynko? – Odparował Tony. – Nadal mam Hulka!
Bruce nie zareagował na słowa swojego naukowego przyjaciela, zafascynowany systemem komórkowym jednego z Chitauri. Loki natomiast skrzywił się i posłał Starkowi nienawistne spojrzenie.
– Uważaj, bo jeszcze wypalisz dziurę w ścianie – skwitował Tony, w odpowiedzi uśmiechając się niewinnie.
– Racja, ty przecież już masz jedną dziurę. Zdaje się, że w sercu? I pomyśleć, że to mnie nazywają potworem .
Bruce westchnął ciężko, wiedząc co zaraz nadejdzie.
– Nazywają cię potworem, bo świecisz się na niebiesko. Zjadłeś w dzieciństwie nietestowaną gumę od Williego Wonki, jagódko?
Loki nie miał bladego pojęcia kim jest Willie Wonka ale to nie zmieniało faktu, że poczuł się urażony i zamierzał odpłacić się Starkowi z nawiązką.
– Nie nazywaj mnie tak, samozwańczy geniuszu. Ja przynajmniej nie paraduję w puszce po konserwach! Kto w ogóle projektował tą zbroję?  
– Na pewno uczył się od wykonawcy twojego koziego hełmu. Powiedz ile razy zahaczyłeś o coś głową?
Loki aż zawarczał ale zanim zdążył odpowiedzieć na zaczepkę, Bruce gwałtownie uderzył rękoma w blat.
– Koniec! Mam dość waszych dziecinnych kłótni. Jak chcecie się sprzeczać idźcie do siebie – zadecydował, zbierając pełne wyrzutu spojrzenie od Starka i nieco nienawistne od Lokiego. Niemniej jednak obaj posłusznie wycofali się z laboratorium.
– Kozi łeb – prychnął Stark, kiedy szli korytarzem.
– Zaraz cię uduszę marny śmiertelniku! – Wysyczał Loki. Tony spojrzał na niego w udawanym strachu i puścił się pędem w stronę windy. Kłamca długo nie czekał z pogonią.
– Jarvis! Koza mnie goni!


*

Minął miesiąc, zanim Loki w pełni nauczył się korzystać z ziemskich gadżetów. Przez ten czas jego relacje z Tonym znacznie się zmieniły. Bywały takie dni, kiedy obrzucali się błotem bez litości i niemal skakali sobie do gardeł. Wtedy jedynie Bruce albo Pepper byli w stanie ich rozdzielić. Jednak coraz częściej zdarzało się, że ich kłótnie miały raczej przyjazny charakter. Oczywiście, Loki nigdy by tego nie przyznał ale nawet polubił bycie nazywanym „jagódką". Chociaż nadal w bolesny sposób nawiązywało to do jego drugiej formy, to w ustach Tony`ego brzmiało całkiem dobrze.  Oprócz tego, oboje lubili udowadniać sobie, kto jest lepszy.
Zwłaszcza w grach na PSP i docinkach.
Loki siedział w salonie na kanapie i ze zmarszczonymi brwiami obserwował wieczorne wydanie wiadomości. Relacja na żywo, z miejsca, w którym jakiś szaleniec skonstruował wielkiego robota miotającego wiązkami elektrycznymi. Z miejsca, do którego jak na złamanie karku poszybował Tony Stark. Kłamca w pierwszej chwili nawet nie myślał o tym, żeby iść za nim. Jego  zdanie diametralnie się zmieniło w momencie, w którym zobaczył jak przerośnięta puszka obrywa. Jak ląduje w ziemi, robiąc w niej spore wgniecenie. Oczywistym było, że nikt Lokiemu nie pozwoli opuścić Stark Tower. Nikt jednak nie zabraniał mu odczuwać w pewien sposób niepokoju i nerwów.

Minęły dwie godziny, zanim Iron Man pokonał złego faceta. Kolejne cztery zajęło Tony`emu dotarcie z powrotem do Stark Tower.
– Zalecam wizytę w szpitalu, panie Stark.
Jarvis posłusznie pozbawił swojego stwórcę wszystkich części zbroi. Loki natomiast stał na środku salonu i z uwagą obserwował posiniaczonego Starka, próbującego dumnie wejść z balkonu do mieszkania. Kłamca, widząc jak Tony niemal upada na progu nie powiedział nawet słowa. Zamiast tego podszedł i odholował krnąbrnego multimiliardera idiotę do jego własnej sypialni.

Ten jeden wieczorny epizod obaj zgodnie postanowili przemilczeć. I tylko Loki przez jakiś czas, dopóki siniaki nie zniknęły z twarzy Tony`ego, nie groził mu powolną i bolesną śmiercią.


*


– Ojciec cię nie nauczył, że nie wtyka się nosa w nie swoje sprawy? – Warknął Loki, rozsierdzony jak nigdy dotąd.
To był jeden z gorszych dni w Stark Tower. Bruce nie zjawił się w pracy, wymigując się randką z uroczą agentką Hills, tym samym pozostawiając dwójkę dzieciaków samym sobie. To po prostu nie mogło skończyć się dobrze.
Obaj stali na środku laboratorium. Tony trzymał w ręku śrubokręt i żywo gestykulował, a Loki przyjął obronną postawę.
– Mój ojciec przynajmniej się mnie nie wyrzekł z powodu „wybrakowania towaru!" – odparował Stark.
Kłamca aż otworzył usta z niedowierzania. Do tej pory podczas kłótni unikali podobnych tematów. Loki próbował ukryć jak mocno Stark wbił akurat tę szpilę.
– Doprawdy? Nie masz serca Stark i mówisz mi o „wybrakowaniu?" – parsknął Loki. – W przeciwieństwie do ciebie, wszystko mam na swoim miejscu.
Przez moment oboje mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami.
– Może i nie mam serca, ale przynajmniej wiem co to uczucia.
– No proszę! To ci heca. Tony Stark ma uczucia! Nie spodziewałbym się tego. Ty nie masz uczuć Stark, potrafisz tylko obracać słowa w żart. To jest cała prawda o tobie. Jesteś tylko nieudanym dowcipem losu, któremu ktoś w odruchu współczucia pozwolił żyć.
– Dosyć! – Tony nie wytrzymał. Zanim Loki zorientował się, co się dzieje, Stark był już w połowie drogi do niego.  Kłamca uchylił się w ostatniej chwili. Zaciśnięta pięść Tony`ego minęła się z jego policzkiem tylko o kilka milimetrów.
– A więc tak? – Loki zniżył głos do warkotu i zamachnął się by przywalić Starkowi w twarz. Dokładnie w tym samym momencie w całym pomieszczeniu rozległo się denerwujące pikanie. W jednej chwili Kłamca poczuł jak od strony bransolet przez jego ciało przechodzi o wiele za duża dawka prądu. Loki przez mgłę widział zaskoczenie wymalowane na twarzy Starka, potem osunął się na ziemię. Ostatnim, co przemknęło przez jego myśli, był fakt, że znów przywalił nosem w kafelki.
Tony w pierwszym odruchu nie miał bladego pojęcia co powinien zrobić. Nie testował nigdy bransolet. Po prostu uznał w swoim egoizmie, że są tak doskonale skonstruowane, że z pewnością zadziałają. Skąd mógł wiedzieć, że asgardzki bóg nie wytrzyma takiej dawki napięcia?! Przecież podczas walki wydawał się być naprawdę odporny na podobne rzeczy!
– Jasna cholera – wyszeptał. Przetarł dłonią twarz i przez chwilę zbierał się w sobie by podejść do leżącego na podłodze Lokiego.
Sprawdził mu puls i o Chryste, nigdy nie czuł takiej ulgi jak w tym momencie. Co by było, gdyby w tak głupi sposób zabił człowieka? No dobrze, nie człowieka tylko prawie-człowieka. Mimo tego Tony nie chciał żyć z tą świadomością. Wystarczyło mu, że zasłynął jako twórca technologii militarnych.
– Jarvis! – Stark podniósł się z kolan i westchnął głośno. – Zadzwoń po lekarzy i niech któryś z robotów pomoże mi zabrać Lokiego na górę, do sypialni.
– Tak jest, panie Stark.


*


Burza rozszalała się już na dobre. Ciemne chmury gromadziły się na niebie i ścierały ze sobą. Pioruny, jaskrawe i silniejsze niż kiedykolwiek przedtem, uderzały z zastraszającą mocą w ziemię. Loki stał pośrodku polany. Ostra trawa sięgała do jego ud, targana porywistym wiatrem kuła w ręce i nogi. Deszcz zacinał z lewej strony i Kłamca z trudem mógł się przed nim osłonić.
Drżał na całym ciele, nie z zimna ale ze strachu. Błyskawice nigdy nie zwiastowały niczego dobrego. Loki nie chciał widzieć się z bratem, a podświadomie czuł, że właśnie do takiego spotkania za chwile dojdzie. Coś w jego duszy podpowiadało mu, by uciekał. Jego serce z niewiadomych powodów galopowało jak szalone. Bał się bardziej niż kiedykolwiek przedtem w swoim życiu.
– Zdradziłeś nas!
Loki gwałtownie odwrócił się do tyłu. Thor, potężny jak zawsze, z Mjollnirem w dłoni, szedł w jego stronę. Kłamca jeszcze nigdy nie widział aż tak rozgniewanego brata. Kiedyś właśnie tak wyobrażał sobie Thora na polu bitwy. Gwałtownego niczym burza, niszczycielskiego i nieposkromionego. Tym razem jednak gniew Boga Piorunów skierowany był na niego.
– Zdradziłeś Asgard, Loki! Zdradziłeś MNIE! – Głos Thora przecinał powietrze, równie silny i głośny jak grzmoty.
– Bracie, ja nie… – Lokiemu nagle zaschło w gardle. Co chciał powiedzieć? Że wcale nie chciał, by wszystko tak się potoczyło? Kłamca zaczął się cofać. Myślał jedynie o ucieczce, o przebłaganiu brata. Nie chciał ginąć z jego ręki.
– Z drugiej strony czego można było się po tobie spodziewać? – Thor nagle znalazł się tuż przed nim. Loki stanął jak wryty, zupełnie sparaliżowany strachem.  – Jesteś w końcu potworem. Przeklętym Lodowym Olbrzymem! Nie zasługujesz na nic. Nawet na honorową śmierć.
Loki poczuł jak łzy zaczynają spływać mu po policzkach, a serce ściska się z żalu i bólu. Zupełnie odruchowo  chwycił się za ściśnięty w supeł żołądek. Jego nadgarstki paliły, każdy mięsień odzywał się tępym bólem.
Tak będzie wyglądała jego śmierć? Loki zacisnął mocno oczy, kiedy Thor unosił Mjollnir. Kolejna błyskawica przeszyła ciemne niebo.


– Loki! – Tony, wystraszony nie na żarty, po raz kolejny potrząsnął ramieniem asgardzkiego boga. Kłamca płakał i rzucał się przez sen, był cały blady i miał opuchnięte, zaczerwienione oczy. Słowem, nie wyglądał najlepiej.
Stark zaprzągł do pracy cały oddział medyków byle tylko zminimalizować efekty działania feralnych bransolet. Oczywiście, zdjął je jak najszybciej. Metal pozostawił na nadgarstkach Lokiego nieprzyjemne poparzenia ale lekarze zgodnie stwierdzili, że to nic poważnego.  Mimo tego Tony nadal czuł się winny całemu zajściu.
– Loki, obudź się! Cokolwiek się dzieje, to sen! Słyszysz? – Stark mówił coraz głośniej, starając się za wszelką cenę obudzić Kłamcę.
W końcu, kiedy pochylił się po raz kolejny nad Lokim, udało się. Czarne oczy otworzyły się gwałtownie, pełne strachu, jeszcze zaplątane w ten koszmarny sen. Tony zaniemówił, kiedy po policzkach Lokiego z nową mocą zaczęły spływać łzy.  
– No już – szepnął a potem  niezręcznie objął Lokiego. – To tylko zły sen, nic ci nie będzie. Masz przeze mnie gorączkę, to pewnie dlatego. Przepraszam. Jestem idiotą, wiem.
Loki drżał jeszcze dobre kilka minut, zanim w pełni dotarło do niego co się dzieje. Koszmary, w których główną rolę odgrywał jego brat należały do gatunku tych najgorszych, najbardziej bolesnych i prawdziwych. Zawsze pozostawiały w nim okropną pustkę, trudną do wypełnienia czymkolwiek.
– Zostaw – wychrypiał. Loki nie zdawał sobie sprawy jak suche jest jego gardło. Jego głos był zniekształcony, a samo mówienie było nieprzyjemne.
Tony puścił go dopiero, kiedy Kłamca zaczął odpychać go od siebie. Gdzie się podziała dawna siła asgardczyka? Stark był wystraszony tym, jak słaby okazał się w tej chwili Loki.
– To moja wina więc pozwól mi chociaż pomóc – zaczął, w chwilę potem wyciągając ręce w stronę Kłamcy.  Loki uniósł głowę i po raz pierwszy tego wieczoru spojrzał na Tony`ego. W jego oczach odbijała się gorączka i źle ukrywany ból.
– Potworom się nie pomaga.
Coś w Lokim przełamało się, kiedy usłyszał te słowa wypowiadane własnym głosem. Z drugiej strony prawda zawsze w oczy kole, czyż nie? Loki uciekł wzrokiem jak najszybciej, byle tylko nie patrzeć na Starka.
– Nie jesteś potworem, jagódko.
Loki za nic w świecie nie przyznałby potem, że sama obecność Starka w takim momencie była dla niego naprawdę ważna. Tak samo, jak nigdy nie powiedziałby na glos, że bycie masowanym, głaskanym i delikatnie łaskotanym w ramach droczenia się jest nieziemsko przyjemne.


*


Przez kolejny miesiąc Loki unikał Tony`ego jak diabeł wody święconej. Większość czasu przebywał w swoim pokoju, a kiedy tylko Stark przychodził udawał, że śpi. Doszło nawet do tego, że Loki przekradał się nocami do kuchni po coś do jedzenia byle tylko nie spotkać właściciela domu. To byłoby zbyt krępujące doświadczenie.
Nieuchronne mimo tego nastąpiło.
Tony wparował do jego sypialni zanim Loki zdążył zakopać się dostatecznie dobrze pod pierzynami.
– Nawet nie próbuj, jagódko! – Krzyknął Stark stojąc na samym progu. Miał już serdecznie dość tych wszystkich gierek.  – Doskonale wiem,  kiedy udajesz.
Loki przybrał niezadowoloną minę i usiadł na łóżku. Jego postura aż krzyczała, że nie życzy sobie takiego gościa ale w spojrzeniu ciemnych oczu kryła się ta odrobina niepewności, którą Stark niemal natychmiast wychwycił.
– Wypiłem dzisiaj o kilka kieliszków za dużo, żeby nie powiedzieć ci tego wprost – zaczął Tony i faktycznie, dopiero teraz Loki zorientował się, że zamiast zwykłej wody kolońskiej czuje od niego alkohol.
– Jesteś pijany? – Loki odchylił się nieznacznie do tyłu kiedy Stark ruszył w jego stronę.
– Lekko podchmielony ale to teraz nie ważne – żachnął się multimiliarder we własnej osobie. Pochylił się nad Lokim i niemal zmusił go swoim nachalnym zachowaniem do położenia się z powrotem na łóżku.
– Stark, zdaje się, że nie wiesz co to jest „przestrzeń prywatna"  więc pozwól, że cię oświecę…
– Nie. – Tony wyglądał na aż zbyt pewnego siebie i Loki nie mógł się powstrzymać przed perfidnym zagapieniem się.  
– Przestań na chwile mówić, jagódko i po prostu daj się pocałować – burknął Stark, a wraz z tymi słowami na jego policzki wpłynęły lekkie rumieńce. Loki zaniemówił, zgodnie z planem Tony`ego. Mimo tego, kiedy ich usta spotkały się ze sobą, Kłamca wcale nie był taki chętny do pogłębiania albo chociażby kontynuowania pocałunku.
Stark po chwili wylądował na podłodze, obijając sobie tyłek. Loki oddychał ciężko, a jego serce biło zdecydowanie za szybko.
– Co ty sobie wyobrażasz!? – Wykrzyknął, spoglądając na leżącego Starka z niedowierzaniem.  Co to miało w ogóle znaczyć!?
– O nie, nie poddam się tak łatwo! – Zadeklarował w odpowiedzi Tony. Jak na kogoś, kto jeszcze kilkanaście minut temu imprezował w najlepsze jego ruchy były naprawdę szybkie, a uścisk dłoni stanowczy. Loki ledwo się zorientował, że został niemalże przyszpilony do materaca.
– Puść mnie, przerośnięta puszko!
– Zapomnij o tym!
Tony dosłownie na moment złapał spojrzenie Lokiego i to wystarczyło, by uciszyć go na moment. Kłamca rozluźnił napięte do tej pory mięśnie samemu nawet o tym nie wiedząc. Stark tylko czekał na tę chwilę. Pochylił się nieco bardziej i ponownie ucałował Lokiego.
– Udowodnię ci, że mam serce – wymruczał do jego ucha, zaraz potem wracając do przerwanego pocałunku.
Tym razem Loki pozwolił mu na znacznie więcej zanim zdecydował się bezdusznie przygryźć jego wargę. Tony odsunął się odruchowo przy okazji przeklinając.  Loki spoglądał na niego z dołu, nadal leżąc w skłębionej pościeli.
– Dlaczego?
Pytanie zbiło Starka z tropu. Co dlaczego? Tony spojrzał na asgardzkiego boga z niezrozumieniem i Loki nie mógł powstrzymać pełnego pożałowania westchnienia.
– Dlaczego mnie całujesz, geniuszu – powiedział, podejmując jednocześnie próbę wywindowania się do pozycji siedzącej. Stark na całe szczęście nie zamierzał utrudniać mu tego zadania.
– Ah – Tony na moment zaniemówił. – Po to tutaj przyszedłem.
– Ty naprawdę jesteś pijany – skwitował Kłamca i nie mógł się powstrzymać przed spojrzeniem pełnym politowania.  Zaraz potem ze zdziwieniem odkrył, że jakaś część jego wcale nie chce, by to wszystko okazało się tylko dowcipem „podchmielonego" Starka. Bardzo szybko zdusił tę myśl w zarodku.
– Musiałem się napić na odwagę! – Tony usprawiedliwił się o wiele za głośno. Najwyraźniej procenty nie zamierzały tak szybko ustąpić. – Jak inaczej miałbym ci powiedzieć, że cię kocham, co? Bałwan z ciebie, a nie bóg!
Loki zawarczał, sięgnął po najbliżej leżącą poduszkę i przywalił nią Starkowi. Dopiero potem dotarło do niego, że właśnie ów Stark wyznał mu miłość.
– Nie nazywaj mnie bałwanem – warknął.
– Masz rację, jagódka bardziej pasuje – wyburczał spod poduszki Stark. Loki nadął policzki i odetchnął głośno. Skaranie boskie z takim współlokatorem, nie ma co. Kłamca nadal nie był pewny co powinien zrobić. Wziąć słowa Tony`ego za prawdziwe czy tylko wywołane alkoholem? Mimo tego, odsunął poduszkę.
– Bredzisz. Jesteś pijany i tyle. Wyjdź stąd albo sam cię wykopie, jestem zmęczony i chcę spać – zadecydował Kłamca.
– Jarvis czy ty to słyszysz?! Ja go kocham, a on chce spać!
– Wcale mnie nie kochasz, Stark. Jesteś po prostu pijany.
– Kocham cię!
– Nie, wcale nie!
– Założysz się o to?
– Niech będzie!
Loki dopiero po sekundzie pomyślał o konsekwencjach swoich słów. Zanim jednak zdążył zaprotestować Tony pochylił się w jego kierunku i pocałował go.  Kłamca mógł jedynie westchnąć w duchu, bo to w końcu była jego wina. Dał się podejść jak małe dziecko i jego duma nie mogła mu tego wybaczyć tak łatwo.
Nawet jeśli pocałunki Tony`ego były przyjemne.
Stark nie zamierzał poprzestać tylko na całowaniu. Alkohol zupełnie wyparował, pozostawiając go w pełni trzeźwego i zdecydowanie pobudzonego. Sprawnie, nie chcąc odwlekać momentu, w którym wreszcie będzie mógł dotknąć Lokiego, pozbawił go koszuli, a zaraz potem paska od spodni.
– Czekaj. – Kłamca chwycił jego rękę. – Naprawdę mnie kochasz? W stu procentach?
– Bardziej niż cokolwiek na świecie.
Prawdę mówiąc, kiedy Stark pił swojego pierwszego drinka tego wieczoru, nie spodziewał się, że sprawy potoczą się w taki, a nie inny sposób. Że odważy się na podobne wyznanie. Już tym bardziej nie przypuszczał, że Loki pozwoli mu się posiąść całkowicie.
Tony całował, ostrożnie przygryzał, dmuchał i masował swojego ukochanego Kłamcę doprowadzając go na skraj przyjemności. Nie miał pojęcia, że Loki okaże się aż tak wokalny ale wcale mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Od samego głosu Lokiego po jego plecach przechodziły przyjemne ciarki.
Żaden z nich nie wiedział, w którym dokładnie momencie stracili ostatnie fragmenty odzieży. Oboje byli tylko dwiema kulkami pełnymi emocji, pełnymi odczuć jakich nie spodziewali się doświadczyć. Loki nie zauważył, kiedy zaczął drżeć z przyjemności w ramionach Starka, a Tony nie miał pojęcia jakim cudem wygrzebał z kieszeni marynarki bezzapachowy olejek.
Nawet jeśli gdzieś w połowie Kłamca poczuł, że ta cała miłość może być tylko złudzeniem podobne myśli szybko wyparowały mu z głowy. W końcu raz się żyje, prawda? Dla takiej przyjemności można zaryzykować.




– Nadal cię boli?
– Hm? – Loki spojrzał na Starka spod wpół przymkniętych powiek. Dawno już nie było mu tak błogo jak teraz, kiedy leżał zakopany w ciepłej pościeli po cudownym seksie. Rozleniwiony, zaspokojony i chyba zakochany po uszy.
– Twoje nadgarstki. Zostały na nich blizny, prawda? – Tony nie wyglądał w tej chwili na tak pewnego siebie jak wtedy, kiedy wyznawał swoją szaloną miłość.
Kłamca prychnął cicho i rzucił w niego poduszką.
– Ej, a to za co!?
– Za głupotę – burknął w odpowiedzi Loki. – Nic mi nie jest, a teraz zgaś światło, naprawdę chcę iść spać.
Tony uśmiechnął się i wywrócił oczami. No tak, obojętnie co zaszło między nimi, nic nie było w stanie sprawić,  by Loki nagle zamienił się w miłego i potulnego. I to właśnie bardzo Starkowi odpowiadało. Zgasił światło i po chwili wiercenia się na łóżku, w końcu objął Lokiego w pasie i przytulił się do jego pleców.
– Śpij dobrze.



*



– Puka się! – Mruknął podirytowany Tony. Minęło kilka tygodni od jego wyznania i Loki wyrobił sobie parę bardzo złych nawyków. Na przykład wściubiania nosa wszędzie tam, gdzie Tony chciał zachować chociażby namiastkę prywatności.
– Kochanie, puka się tylko tych ładnych.
– Agh! Jesteś niereformowalny, wiesz?
– Ale przyniosłem ci jedzenie, więc doceń moją szczodrość.
– Może mam jeszcze klęknąć, hm?
– O tym porozmawiamy wieczorem…



end.
Related content
Comments: 5

Chibifighters [2014-04-13 16:39:25 +0000 UTC]

i'm sorry, didn't understand a word of it..... except 'loki'...

👍: 0 ⏩: 0

ShellyInsideBlack [2014-03-25 11:03:05 +0000 UTC]

Bardzo fajne, życzę więcej takich udanych ff'ów

👍: 0 ⏩: 0

AlicjaLiddel [2013-11-24 19:10:59 +0000 UTC]

Zajebiste, tyle powiem *u*

👍: 0 ⏩: 0

Moyashi-desu [2013-04-22 17:11:42 +0000 UTC]

Bardzo przyjemnie się czyta =w= Chciałabym, żeby wszystkie ficki takie były... Nie byłam nigdy zwolenniczką parowania tej dwójki, ale mnie przekonałaś xD "Koza mnie goni!"~ Jestem oczarowana i kompletnie zauroczona. Obu bohaterów przedstawiłaś w sposób przekonujący, wiarygodny psychologicznie i przeuroczy. I ten powolny rozwój relacji...

👍: 0 ⏩: 0

ScyllaV [2013-04-19 20:18:25 +0000 UTC]

Bardzo fajne Jagódka? xD

👍: 0 ⏩: 0