HOME | DD

karcia19 — Ksiestwo Ruty - cz.XII
#crown #king #lithuania #love #poland #queen #political #romance #teenageers #lithuaniapoland
Published: 2018-04-26 23:50:26 +0000 UTC; Views: 579; Favourites: 0; Downloads: 0
Redirect to original
Description Surwiliszki, 28 sierpnia


-Jak udało ci się namówić Getysa na festyn? – zapytał Matas pełnym podziwu głosem. Uśmiechnęłam się triumfalnie i zerknęłam kątem oka na samego zainteresowanego, który aktualnie pochłonięty był zabawą papierkiem po cukierku.
-Obiecałam mu, że skoro on uskutecznia dzisiaj socjalizację, to i ja będę musiała pójść tam gdzie on będzie chciał. – westchnęłam cierpiętniczo na samo wspomnienie karkołomnych negocjacji jakie przeprowadziłam z Getysem, aby ten zgodził się na odrobinę zabawy.

Po kilku dniach ciągłego przypominania, wypominania i ogólnego poruszania tematu, zgodził się w końcu lecz na własnych warunkach. Dodając do tego obecność na imprezie Matasa, miałam twardy orzech do zgryzienia. Sama nadal mu nie ufałam, ale stwierdziłam, iż jego osoba może nam się przydać do wyjaśnienia kilku kwestii. Poza tym, lepiej jest mieć go za sojusznika, bądź co bądź uratował nam życie, niż za wroga, bo tych mieliśmy już sporo.

-Ty na pewno wiesz w co się pakujesz? – położył dłoń na moim ramieniu aktorsko grając troskę. – A jak cię gdzieś wywiezie? – jego wyraz twarzy sprawił, że wybuchłam głośnym śmiechem. Mimo wszystko nadal wnosił do mojego szarego życia odrobinę słońca.
-Bardzo śmieszne. – siedzący po drugiej stronie drewnianego stołu Getys, odezwał się z przekąsem. – Wyobraźcie sobie, że was rozumiem. – dla zachowania pozorów „konspiracji” Matas rozmawiał ze mną po polsku. Nie wiem na ile zapomniał, a na ile było to zamierzone, ale przecież niedawno sama dowiedziałam się o pochodzeniu Getysa oraz jego znajomości języka polskiego.
-A właściwie. – wychyliłam się przez mebel zerkając prosto w oczy bruneta. – Nigdy nie słyszałam jak mówisz po polsku. – stwierdziłam szczerze zainteresowana lingwistycznymi zdolnościami męża. Ten odłożył na blat zmaltretowany w palcach papierek i podparł głowę ręką z wyraźnie znudzoną miną.
-A po co miałbym go używać? – zapytał wymawiając całe zdanie po polsku pięknym, kresowym akcentem. Niemal zaświeciły mi się oczy z zachwytu, gdyż zawsze uważałam ten rodzaj wymowy za uroczy i melodyjny.
-Super! – krzyknęłam zachwycona i z wrażenia usiadłam na zajmowanym dotychczas skrawku ławki.
-Co w tym takiego niezwykłego? Przecież mówiłem ci, że polski był moim pierwszym językiem. – wyjaśnił niby od niechcenia, ale tak naprawdę dostrzegłam tę iskierkę w jego oczach, która mówiła mi, że czuje się doceniony. Po kilku wspólnych miesiącach musiałam nauczyć się odczytywać jego emocję z mimiki i oczu, gdyż raczej nie był skory do dzielenia się nimi w bardziej wymowny sposób.
-Wiem, ale nadal rozpływam się na tym waszym kresowym „l”. – uśmiechnęłam się zarówno do niego, jak i do Matasa, u którego może i akcent był mniejszy, ale nadal wyraźnie słyszalny.
-Poczekaj kilka lat i sama będziesz tak śmiesznie mówić. – zarzekał się Matas wygrażając dla żartu palcem.
-Oj tam… - machnęłam ręką na jego słowa. – Z ciebie nie będę się śmiać, ale z niego to już w ramach codziennej rozrywki. – tutaj wskazałam na naburmuszonego Getysa.
-Kto ci powiedział, że jeszcze kiedyś odezwę się do ciebie tą szeleszczącą mową? – odciął się brunet.
-Jestem pod wrażeniem, że przy wypowiadaniu słowa „szeleszczący” nie odgryzłeś sobie języka. – nie pozostawałam mu dłużna. Gdyby nasze emocje mogły się materializować, w tym momencie prawdopodobnie przeskakiwałyby między nami pioruny. Mierzyliśmy się wrogimi spojrzeniami z pełną zaciętością, bo żadne nie chciało przegrać tej potyczki. Getys już otwierał usta, by zripostować, ale w porę powstrzymał go Matas.
-Bez kłótni. – zażądał stanowczo. – Dzisiaj mamy się bawić!

Jak na sygnał odwróciliśmy spojrzenia w przeciwne strony jak obrażone dzieci.

Omiotłam plac przykościelny, na którym odbywał się niewielki festyn i biesiada. Słońce chyliło się powoli ku zachodowi, a rozwieszone na drzewach lampiony zaczynały żarzyć się coraz wyraźniejszym światłem, nadając całej imprezie magicznej atmosfery. Wokół kilku rzędów ogrodowych stolików ustawione były kolorowe budki z jedzeniem, grami i innymi atrakcjami, przygotowanymi przez mieszkańców. Przez szum rozmów, wesołych śmiechów oraz melodyjki z automatów, przebijała się ludowa muzyka o skocznym charakterze. Kilka osób, lekko już zanietrzeźwionych, tańczyło w jej rytm pod jednym z drzew. Szło im to, delikatnie mówiąc, mizernie. Na ich widok parsknęłam śmiechem.

-Skoro i tak czekamy na jedzenie, to możemy porozmawiać o czymś istotnym. – moją kontemplację otoczenia przerwał Getys, który jak zwykle wiedział jak zepsuć klimat.  Przypomniał nam również czemu tak właściwie siedzimy przy owym drewnianym stole, zamiast korzystać z atrakcji. Otóż Dalia, która na widok Matasa zaczęła się dziwnie jąkać, uznała, że przy stoisku z zapiekankami sprzedaje jej koleżanka, więc to ona pójdzie załatwić nam prowiant. W końcu nie można się bawić z pustym żołądkiem, prawda?
-A nie lepiej będzie poruszać takich tematów kiedy nie będzie istniało ryzyko, że ktoś nas podsłucha? – zauważyłam, chcąc uniknąć politycznych rozmów na festynie.
-Tak długo jak mówimy do siebie tym barbarzyńskim językiem, nikt nie powinien nas zrozumieć. – wyjaśnił brunet najwyraźniej chcąc wyprowadzić mnie z równowagi.
-Barbarzyński… - wysyczałam pełna gniewu, lecz nim zdążyłam wesoło zamordować mojego męża, przybyła Dalia z zapiekankami.
-Już jestem! – zaświergotała radośnie z naręczem wypieczonych bułek. –O? Coś nie tak? – zapytała na widok mojej pięści niemal wyrywającej szczebelki ze stolika i triumfalnego uśmiechu Getysa.
-Nie zwracaj na nich uwagi… Zaraz się uspokoją. – Matas błyskawicznie przeszedł na litewski i machnięciem dłoni skwitował całą sytuację.
-J-jasne…! – dziewczyna wydukała z trudem, a ledwo widoczny rumieniec przyozdobił jej jasną buzię. Chyba zaczynałam powoli rozumieć, co tu się dzieje.
-Pogadamy później. – szepnął Matas i zajął się pochłanianiem serowo-grzybowej przekąski.
Przez chwilę wszyscy byliśmy zajęci jedzeniem, przez co zapanowała nieco niezręczna cisza. Właściwie to wszyscy, prócz jednej osoby…
-Nie smakuje ci, Getys? – zapytała cichutko Dalia, zapewne obwiniając się o przyniesienie niedobrego jedzenia. Byłam godna podziwu dla jej spokoju, ale ona chyba po prostu taki miała charakter.
-Dla ciebie „pan Getys”, nie pamiętam żebyśmy przechodzili na ty. – odpowiedział brunet zirytowany, nawet nie zaszczycając dziewczyny spojrzeniem. Drobna blondynka od razu się spięła i skuliła jakby miała ochotę zniknąć mu z pola widzenia.
-Przepr…
-Getys! – miałam go już powoli dość. – Uspokój się! Jesteśmy na festynie jako grupa przyjaciół, więc możesz z łaski swojej nie traktować ludzi jak zbędny balast?!
Odłożyłam zapiekankę i z zaciętą miną starałam przemówić mu do rozsądku, a względnie wywołać u niego poczucie winy za zepsucie atmosfery.
-Nie pamiętam żebym zaprzyjaźniał się z kimkolwiek z was. – skwitował i wstał od stołu szybciej niż zdążyłam choćby przyswoić sobie jego słowa. Obserwowałam jego oddalającą się sylwetkę z narastającą frustracją. Jak to się działo, że w jednej chwili wydawał się być wyluzowany, tylko po to by  w następnej sekundzie zmienić nastrój o sto osiemdziesiąt stopni? Poderwałam się z ławki i już chciałam ruszać za nim, żeby wygarnąć mu co o nim sądzę, kiedy zatrzymała mnie ręka Matasa na nadgarstku. Spojrzałam na niego zaskoczona.

-Nie. Zostaw go. – te zdawkowe wyjaśnienia miały mnie uspokoić, ale tylko spotęgowały gniew. Mimo to wystarczył rzut oka na jego twarz, aby wywnioskować, że jednak powinnam go posłuchać. Jego brwi były ściągnięte, a oczy wyraźnie zaniepokojone śledziły każdy krok bruneta.
-Przepraszam… to moja wina. – po drugiej stronie stołu nadal siedziała smutna Dalia, która za całe to zamieszanie obwiniała siebie.
-Spokojnie. – blondyn uśmiechnął się do dziewczyny. – Zapewniam cię, że to nie jest wina przypalonej zapiekanki.
-Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć. – naburmuszyła się i jeszcze niżej opuściła głowę.
-Oj, uwierz mi, że gdybyś zrobiła coś nie tak, to nie okłamywałbym cię. – w jego słowach wyczułam nutkę troski i takie naturalne ciepło. Drobna blondynka wzdrygnęła się po tym oświadczeniu i jak na zawołanie wyprostowała. Wypuściła powietrze z ust i przymknęła oczy w geście ulgi.
-W takim razie, co go ugryzło? – zapytałam ciekawa.
-A to nie ty powinnaś wiedzieć to najlepiej? – odpowiedział pytaniem na pytanie z tym charakterystycznym dla siebie, przeszywającym uśmiechem. Nie był to ten sam rodzaj, którym obdarzył wcześniej Dalię. – W końcu jesteś jego żoną.

Zastanawiałam się o co mu w tym momencie chodziło. Przecież dobrze wiedział jaka relacją łączyła mnie z Getysem, a może raczej jaka nas nie łączyła. Zmierzyłam go pytającym spojrzeniem, ale on pozostawał nieugięty i nie doczekałam się żadnej sensownej reakcji. Czasami nie potrafiłam zrozumieć jak szybko oni wszyscy potrafili zmieniać nastroje. Zdaję się, że będę musiała przywyknąć i nauczyć się wyłapywać prawdziwy sens kryjący się za ich słowami.

-Nie siedzimy! Tańczymy! – radosna, ubrana we wszystkie możliwe kolory tęczy, dziewczyna poderwała mnie z pozycji siedzącej i obróciła wokół własnej osi. Zaskoczyło mnie to na tyle, że bez protestów dałam się ponieść tłumowi i zaprosić do wspólnego tańca. Kątem oka dostrzegłam, iż z Matasem i Dalią zrobili dokładnie to samo. Widocznie festyn rozkręcił się już na dobre, a pozostali uczestnicy zabawy mieli dość naszego ponurego stolika i postanowili nieco nas rozruszać. Właściwie… nie miałam nic przeciwko temu! Przyszłam się tutaj dobrze bawić i żaden wybryk Getysa mi tego nie odbierze.

Dałam się ponieść skocznej, biesiadnej muzyce. Złapaliśmy się wszyscy pod ręce i utworzyliśmy ogromne koło, które objęło większą cześć placu. Zerknęłam na Matasa i Dalię, którzy widocznie zadowoleni śmiali się głośno z popisów niektórych mieszkańców. Co odważniejsi wyskakiwali na blaty stołów, przy których przed chwilą sami siedzieliśmy, by zaprezentować swoje umiejętności taneczne. Zaczęłam energicznie klaskać w rytm muzyki, dopingując ich do wykonywania coraz to wymyślniejszych figur.

-Teraz chłopcy poderwijcie dziewczyny z ziemi! Którą podniesiecie, musi z wami zatańczyć! – z ustawionych przy stoiskach głośników zabrzmiał ten sam głos co wcześniej, zachęcający do wiejskich zalotów. Wodzirejka imprezy najwyraźniej świetnie się bawiła patrząc na niektóre nieudolne próby podniesienia partnerek. Sama również wybuchłam niekontrolowanym chichotem, kiedy Matas podniósł przerażoną Dalię i okręcił ją kilka razy, tak że biedaczka trzymała się go kurczowo jego koszuli. Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Najwyraźniej oni mieli się ku sobie i przy okazji świetnie do siebie pasowali. Trochę im tego zazdrościłam.

Wtem poczułam jak tracę grunt pod nogami. Krzyknęłam zaskoczona, ale tylko rozbawiłam tym sprawcę całego zamieszania. Kiedy ponownie wylądowałam na stałym podłożu, przyjrzałam się lepiej swojemu adoratorowi. Był to szczupły chłopak o jasnych niczym łany zboża włosach i muśniętej słońcem skórze. Uśmiechał się szeroko i był niezmiernie zadowolony, że udała mu się trudna sztuka, podniesienia mnie.

-Jesteś piękna! – złapał mnie za rękę i uniósł ją do góry. Złożył na jej wierzchu delikatny pocałunek, a ja poczułam jak na moje policzki wypływa rumieniec.
-Dziękuję! – odpowiedziałam mu starając się przekrzyczeć muzykę. – Ale chyba tylko ty tak uważasz. – dodałam po chwili smutno.
-Niemożliwe! – złapał mnie pewniej i pociągnął ku tańczącym nieopodal parom. – Jak można sądzić inaczej? Masz przepiękny uśmiech. Musisz się częściej uśmiechać. O tak!
Krzyczał wesoło próbując sprowokować mnie do coraz szerszego uśmiechu. Miał rację, powinnam częściej okazywać radość, ale co jeśli nie mam ku temu okazji?
-To teraz już musisz ze mną zatańczyć!
-Nie umiem tańczyć. – machałam rekami w obronnym geście, ale chłopak najwyraźniej nie przyjmował takich argumentów do wiadomości.
-To cię nauczę! – zaproponował nie mając zamiaru odpuszczać.
-A ja mam nauczyć cię jak się zbiera zęby z ziemi? – nagle nie wiadomo skąd wyrósł przed nami Getys i ponurym głosem zwrócił się do stojącego obok mnie chłopaka.
-Ej koleś spokojnie. – drobny blondyn wyraźnie się spiął i od razu puścił moją rękę. – Nie wiedziałem, że to twoja dziewczyna!
-Żona. – sprostował natychmiast brunet grobowym tonem, od którego dostałam gęsiej skórki. – A teraz spadaj.
Przerażony chłopak pokiwał nerwowo głową i w mgnieniu oka zniknął nam z pola widzenia. Stałam osłupiała na środku placu i nie docierało do mnie, co się przed chwila wydarzyło. W jednej sekundzie śmiałam się i bawiłam, by w następnej poczuć cholerny zawód.
-Lepiej uważaj na obcych ludzi. – z otępienia wyrwał mnie Getys, którego głos był dla mnie teraz niczym sól na otwartej ranie. – Chodźmy stąd.
Złapał mnie za nadgarstek i chciał poprowadzić za sobą, ale z wściekłością wyrwałam się z jego uścisku.
-Zostaw mnie! – krzyknęłam ze łzami w oczach. – Czemu zawsze kiedy już wydaje mi się, że jestem szczęśliwa zjawiasz się ty i wszystko psujesz?!
Spojrzałam mu prosto w oczy z rozpaczą wypisana na twarzy. Jednak zamiast przeprosin zobaczyłam w nich kompletna pustkę. Nie było mu nawet przykro. Czy on się pławił w moim cierpieniu?
-Nienawidzę cię! – rzuciłam jeszcze i odwróciłam się na pięcie. Nie obchodziło mnie dokąd pobiegnę, byle być jak najdalej od niego.

Znalazłam się poza terenem festynu i prawdopodobnie wsi, gdyż droga zamieniała się powoli w leśne trakty, a ciemność uniemożliwiała mi dalszy bieg, gdyż w przepełnionych łzami oczach nie było ani krzty światła.

Rozejrzałam się wokół siebie i spanikowałam. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem, poza tym, iż w oddali majaczyło niewielkie jeziorko. Podeszłam do niego i usiadłam na piaszczystym brzegu. Zatopiłam się w myślach patrząc na delikatne falowanie jego tafli, pozbawionej odbicia księżyca schowanego za chmurami. Nie chciałam na razie wracać do reszty, choć pewnie Matas i Dalia będą się martwić.

W takich chwilach czułam się bardzo samotna. Nie miałam nikogo komu mogłabym się wypłakać na ramieniu, albo chociaż wyżalić. Mama, kiedy jeszcze żyła, zawsze wiedziała jak mnie pocieszyć. Zrobiłaby mi gorącą czekoladę, owinęła kocem i pogłaskała po głowie.
Bezwiednie podniosłam dłoń i dotknęłam nią swoich włosów.

-Mamo… Tato… Potrzebuję was… - moim ciałem wstrząsnęła kolejna fala łez. Nawet nie starałam się już powstrzymywać łkania. Rozpacz zalała moje serce, które w tym momencie bolało niemal fizycznie. Tęskniłam za rodzicami, dziadkami, rodziną, dawnym życiem. To wszystko wydawało się takie nierealne. Ci ludzie byli przepełnieni fałszem i nie ważne jak bardzo próbowałam się tu odnaleźć, nie potrafiłam.

Niespodziewanie, ze świata myśli na ziemie sprowadził mnie trzask łamanej pod wpływem ciężaru gałęzi. Odwróciłam się przerażona, bo nie byłam pewna jak długo już tu siedziałam, ani kto może czaić się w ciemności. Oblał mnie zimny pot, który jednak szybko znikł, gdy z zarośli wyłoniła się sylwetka Getysa. Wypuściłam powietrze z ust i przymknęłam powieki, próbując się uspokoić.
-Czego tu chcesz? – warknęłam oskarżycielsko, wkładając w to tyle jadu, ile potrafiłam. Ku mojemu zaskoczeniu brunet nie odezwał się nawet słowem. Podszedł bliżej i przycupnął tuż przy mnie, patrząc w skupieniu na jezioro. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, czekając aż któreś z nas zacznie.

-Przepraszam.

Myślałam, że się przesłyszałam. Nie takiej wypowiedzi się spodziewałam, choć skrycie na nią liczyłam. A już tym bardziej, nie spodziewałam się, że postara się mówić do mnie po polsku. Głos ugrzązł mi w gardle, przez co nie potrafiłam zareagować w żaden sposób na jego przeprosiny.
-Muszę się nauczyć, że to już nie chodzi tylko o mnie. – nadal mówił w przestrzeń przed sobą, ale domyśliłam się, że po prostu nie potrafi spojrzeć mi w oczy. – Chyba jestem ci winny wyjaśnienia, co?

Tym razem odważył się chociaż na bezpośredni zwrot do mnie, choć jego sylwetka nie drgnęła nawet o milimetr. Bez słowa spojrzałam na jezioro i czekałam aż to on coś powie.
-Od początku tego festynu byliśmy obserwowani. – zacisnął ręce w pięści, ściskając w nich drobinki piasku. Krew w moich żyłach zaczęła szybciej płynąć.
-J-jak to? – wydukałam, przerywając swoje milczenie.
-Na początku myślałem, że chodziło tylko o mnie, dlatego odwaliłem tę scenkę z Dalią, żeby móc to sprawdzić. Ale okazało się, że żaden z nich za mną nie poszedł. – tym razem odwrócił się do mnie i spojrzał prosto w moje zamglone strachem oczy. – Im chodziło o ciebie.
Chociaż wiedziałam, co powie, to mimo wszystko nadal zareagowałam panicznym przerażeniem. Moje życie było cały czas zagrożone, ktoś chciał mnie dorwać. Czego ten ktoś ode mnie chciał? Dlaczego byłam obserwowana ja, a nie on? Przecież ja jestem nieważna.
Nawet nie zauważyłam kiedy skuliłam się i oplotłam ramionami, wbijając sobie paznokcie w skórę.
-Dlatego spławiłem tamtego gościa. – starał się mnie uspokoić mówiąc przyciszonym głosem, ale niewiele to dawało. – Wolałem nie ryzykować.
-Mogłeś mi jakoś dyskretnie powiedzieć… Ale przecież to by było za proste, co? – zakpiłam z jego pokrętnego sposobu rozwiązywania problemów.
-Żeby połowa festynu wiedziała o intruzach? – zapytał ironicznie.
-Za kogo ty mnie masz?! – nie wytrzymałam jego arogancji. Wydawało mu się, że sam najlepiej wie co ma robić i na wszystkim się zna.
-Za niedojrzałą nastolatkę, która gdy tylko pojawia się problem, to płacze? – przyłożył palec do ust i spojrzał wymownie w niebo, udając że bardzo intensywnie zastanawia się na tymi słowami.
Powinnam się śmiertelnie obrazić za tę uwagę, ale poniekąd musiałam przyznać mu rację. Nie radziłam sobie z emocjami i przy każdej bardziej stresującej sytuacji traciłam opanowanie. Cały czas postrzegał mnie jako smarkulę, której nie może powierzyć żadnego sekretu, w obawie przed niepowodzeniem planu.
-Odezwał się… Dojrzały nastolatek. – burknęłam odwracając teatralnie głowę i wydymając usta.
-Widocznie musiałem szybciej dorosnąć. – brunet odpowiedział tonem graniczącym z rozbawieniem i ułożył się wygodniej na piasku. Momentalnie zwróciłam oczy w jego kierunku, nie mogąc uwierzyć w jego zachowanie.
-Uszczypnijcie mnie, Getys Gediminaitis potrafi się uśmiechać! – klasnęłam w dłonie uradowana i wychyliłam się do niego, by móc przyjrzeć się z bliska i upewnić, że sytuacja sprzed chwili mi się nie przyśniła.
-Ej… Nie jestem jakimś bezdusznym potworem… Nawet nie próbuj! – dodał natychmiast widząc jak nabieram powietrza w usta, by wyprowadzić go z błędu.
-Dobra, dobra! – poklepałam go po ramieniu i ponownie opadłam na mokry piasek. – Ale mógłbyś częściej zachowywać się tak jak teraz, a nie jak kompletny dupek.
-Nie wymagasz zbyt wiele? Dopiero raczkuje w świecie kontaktów międzyludzkich. – zerknął na mnie spod zasłony grzywki, a ja wydałam z siebie coś na kształt śmiechu.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę patrząc bez słów na falującą pod wpływem wiatru taflę jeziora i chłonęliśmy ciszę wokół nas. Już niedługo nie będziemy mieli zbyt wielu okazji do obcowania z naturą. Światła stolicy przygaszą blask gwiazd, a dźwięki ruchu ulicznego zmącą spokój, jaki dawały Surwiliskie polany.
Nagle do głowy wpadła mi jedna myśl.
-Getys, mam pytanie.
-Hmm?
-Jakim cudem ty mnie znalazłeś? Przecież mogłam być gdziekolwiek, niekoniecznie w lesie. – zauważyłam logicznie.
-To proste. – mój mąż machnął ręką jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. – Pobiegłem za tobą od razu, tylko nie chciałem się ujawniać zbyt wcześnie, żebyś mi nie wydrapała oczu, czy coś.
Zamrugałam kilkakrotnie z wrażenia. No przyznaję, jego szczerość zbiła mnie z pantałyku.


***


Siedzieliśmy wraz z Getysem i Matasem w naszej sypialni i w napięciu oczekiwaliśmy na komentarz ze strony blondyna. W dłoniach trzymał właśnie pomięty skrawek papieru, który dostałam od dziadka.
Zaraz po zameldowaniu Dalii i Matasowi, że odnalazłam się i wszystko już w porządku, postanowiliśmy wyjść z festynu i udać się właśnie tutaj.

-Trochę to nieaktualne. – odezwał się w końcu chłopak siedzący na obrotowym krześle pośrodku pokoju. – Tych dwóch już nie żyje, a ci z kolei zostali odesłani. Z naszej strony ten zrezygnował ze względu na rodzinę, a ona przeniosła się do innego departamentu.
Przesuwał palcami po nazwiskach, w tylko sobie znanej kolejności, nie siląc się na wyjaśnienie nam, na temat kogo właśnie mówił.
-To znaczy, że nic nam z tego? – zapytałam zawiedzona, gdyż miałam nadzieję na jakieś konkretniejsze informacje.
-Nie do końca. – blondyn złapał się bezwiednie za brodę i zaczął ją delikatnie pocierać. – Mówisz, że dostałaś ją od dziadka?
Pokiwałam głową potwierdzająco i zerknęłam kątem oka na Getysa, który w milczeniu przyglądał się naszej wymianie zdań. On również zwrócił swoje oczy w moją stronę.
-Czyli to może być prawda… - mruknął bardziej do siebie, niż do nas, ale na tyle wyraźnie, bym zrozumiała sens.
-Jaka prawda? – poderwałam się energicznie z zajmowanego do tej pory łóżka. Podeszłam do Matasa i złapałam go za ramiona, zmuszając, by spojrzał mi w oczy. – O czym ty mówisz?!
-Dostałem pewien cynk… Znaczy… Niektórzy z naszego wydziału twierdzą, że śmierć twoich rodziców i dziadków nie była przypadkiem. – mimo początkowych problemów z dobraniem słów, ostatecznie wyjaśnił co chodziło mu po głowie.

Puściłam go i z wrażenia zrobiłam krok w tył, ledwo utrzymując równowagę.

-Jak to? – szepnęłam spoglądając w przestrzeń tuż za nim.
-To tylko podejrzenia. – próbował się wycofać, ale było już za późno. – Nic nie jest potwierdzone, ale jeżeli twój dziadek posiadał takie informacje, to bardzo możliwe, że twoja rodzina mogła być zamieszana w coś więcej niż tylko usytuowanie cię na tronie.
Nie mogłam tego znieść. Złapałam się za głowę jakby chcąc odrzucić od siebie jego słowa. Moja rodzina była dobra! Nie mieli z tym nic wspólnego, niczego nie planowali, oni chcieli tylko pomóc Polakom na Litwie! Prawda? Prawda?! Poczułam jak robi mi się słabo, a serce zaczyna bić nienaturalnie szybko.
Chwyciłam swoją bluzkę na wysokości klatki piersiowej mocno ściskając materiał, nie mogąc złapać tchu.
-Hej, Emilia, wszystko w porządku? – zapytał zmartwiony Matas. Dotknął mojego ramienia, ale ja natychmiast go odepchnęłam.

-Wyjdź. – mruknęłam z trudem artykułując głoski.
-Ale…
-Powiedziałam wyjdź!

Blondyn najwidoczniej nie widział dalszego sensu w prowadzeniu ze mną dyskusji, gdyż bez słowa wstał z krzesła, pożegnał się cicho z Getysem i zamknął za sobą ciężkie drzwi.
Dopiero, gdy usłyszałam chrobot opuszczanej klamki, emocje ustąpiły, a ja opadłam kompletnie bez sił na drewnianą posadzkę.
Related content
Comments: 5

Mary-Kate-Serafin [2018-04-27 03:15:24 +0000 UTC]

Oj.... biedna Emi... 

👍: 0 ⏩: 1

karcia19 In reply to Mary-Kate-Serafin [2018-04-27 12:32:12 +0000 UTC]

Coś narazie jej w życiu nie wychodzi :c
Ale kto wie, może coś się zmieni ?

👍: 0 ⏩: 1

Mary-Kate-Serafin In reply to karcia19 [2018-04-27 15:52:26 +0000 UTC]

GEMIIIIITYYYYYYS!!!!!! *fangirl scream* 
xD 
A tak serio, to naprawdę jestem ciekawa, co dalej wymyślisz.

👍: 0 ⏩: 1

karcia19 In reply to Mary-Kate-Serafin [2018-04-28 00:16:46 +0000 UTC]

O kochana, już niedługo zadebiutuje duuuuzo nowych postaci ^^

👍: 0 ⏩: 1

Mary-Kate-Serafin In reply to karcia19 [2018-04-28 19:20:51 +0000 UTC]

O proszę ; D No to czekam, czekam : )

👍: 0 ⏩: 0